W słuchawce usłyszałam policjanta, który oznajmił mi, że Leon został zatrzymany. Od razu poprosiłam go o adres tego komisariatu, po czym szybko się zebrałam i taksówką pojechałam na miejsce. Zapłaciłam taksówkarzowi odpowiednią kwotę i szybko pobiegłam do budynku.
- Dzień dobry! - powiedziałam - nazywam się Violetta Castillo jestem...
- A tak. To ja do Pani dzwoniłem - podał mi rękę, którą uścisnęłam - Pan Leon, prosił, aby poinformować Panią o wszystkim, dlatego mój telefon, mógł Panią zaskoczyć.
- Dobrze, ale co się stało?! Gdzie jest Leon? - zadawałam pytania. Byłam strasznie roztrzęsiona.
- Myślę, że lepiej będzie jak sam Pani wszystko wytłumaczy - powiedział, otwierając mi drzwi, do pomieszczenia w którym siedział Leon. Od razu do niego podbiegłam i go przytuliłam.
- Co się stało?! - dopytywałam
- Pobiłem się z Pablo... - powiedział cicho - ma złamany nos i szczękę!
- Matko Boska co Ty zrobiłeś! - powiedziałam, prawie płacząc
- Nie chcesz ze mną być, tylko dlatego, że boisz się, że będzie się chciał odegrać. Postanowiłem, że zajmę się tym. Poszedłem do niego i chciałem z nim normalnie pogadać, ale nie wytrzymałem i... no... wiesz... już co dalej - powiedział, ze spuszczoną głową.
- Czy Ty oszalałeś?! - zapytałam
- Tak, na Twoim punkcie - odpowiedział, na co zrobiło mi się ciepło na sercu
- Panie komendancie - zwróciłam się do policjanta - Kiedy Leon wyjdzie?
- Spokojnie, niech Pani idzie do domu. Wieczorem, go wypuścimy - odpowiedział
- Jak to wieczorem? Ja i Leon wracamy dzisiaj do Buenos Aires i mamy za dwie godziny samolot! - powiedziałam
- No, ale niestety przez dwie godziny się nie wyrobimy... Leon musi jeszcze złożyć zeznania i czekać na Pablo - powiedział
- Niech Pan coś zrobi, my musimy dzisiaj wrócić! - powiedziałam
- Dobrze! Niech Pani chwileczkę poczeka, sprawdzę co da się zrobić. - powiedział policjant i gdzieś poszedł
- Violu, idź do hotelu i spakuj nasze rzeczy. Jeśli policjant wypuści mnie wcześniej to wrócimy do BA, a jeśli nie to... polecisz sama, a ja załapie się na jakiś samolot kiedy indziej,
- Ty serio mówisz? - zapytałam, po czym walnęłam się z otwartej dłoni w czoło
- Tak - powiedział, zdziwiony moim zachowaniem
- Leon, ja nie wiem..., czy z Tobą jest wszystko dobrze?!! Raz jedziesz do Pablo i walisz go w nos, a później każesz mi wracać do BA samej! - krzyknęłam
- Ale to jest dobre wyjście! - powiedział
- Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam!! Dobra! Chyba muszę powiedzieć Ci pewną istotną rzecz! - powiedziałam
- O czym Ty mówisz? - zdziwił się
- Długo o tym myślałam i muszę przyznać, że... kocham Cię Leon i chcę z Tobą być! - powiedziałam
- Co? - zdziwił się, ale z uśmiechem na twarzy
- To co usłyszałeś! Kocham Cię i chcę z Tobą być! - powtórzyłam
- Naprawdę? - nie mógł uwierzyć! Szybko wstał z krzesła, podbiegł do mnie, po czym wziął mnie na ręce.
- To co spróbujemy? - zapytał, po odstawieniu mnie na podłogę
- Jasne, że tak! - powiedziałam. Po chwili przyszedł policjant.
- Macie szczęście! - powiedział - Leon tylko złoży zeznania i jesteście wolni.
- Dziękujemy, Panu bardzo! - powiedziałam
- Nie ma za co! - odpowiedział
- Leon... - zwróciłam się do Leona - to ja idę spakować nas, a jak Ty przyjedziesz to jedziemy...
- Okey - powiedział Leon
- Tylko pospiesz się, jak coś, dobrze?! - powiedziałam
- Dla Ciebie wszystko! - powiedział. Dałam mu buziaka i poszłam w stronę taksówki... W pokoju byłam po upływie 15 minut. Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować nasze rzeczy. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Od razu wzięłam telefon by go odczytać. Byl to sms od Diego. A treść jego brzmiała: Nie martw się księżniczko, to jeszcze nie koniec. Oni nigdy chyba nie przestaną mnie męczyć. Usiadłam na łóżku, a łzy same spływały mi po policzku. Trzymając telefon w ręku położyłam się na plecach, na łóżku. Za niedługi czas przyszedł Leon.
- Cześć! Jestem! - krzyknął będąc u progu drzwi
- Cześć! - powiedziałam oschle. Leon widząc moje zmartwienie podszedł do mnie i ukucnął.
- Ej, skarbie... co się dzieje? - zapytał. Po tym pytaniu, jeszcze bardziej się rozplakalam. - Violetta... co Ci jest?
- Spójrz! - powiedziałam, pokazując Leonowi telefon. Ten nic nie odpowiedział, tylko wczytał się w treść sms-a. Usiadł potem koło mnie i mocno mnie do siebie przytulił.
- Co robimy? - zapytałam
- Na razie nic. Wrócimy do BA. Oni na razie są tutaj. Więc póki nie wrócą będziesz bezpieczna! A nawet jak wrócą... to przecież jestesmy razem, a ja nie pozwolę Cię skrzywdzić! - powiedział, ścierając mi swoją ręką łzy z policzka. Ja natomiast nic nie odpowiedzialam tylko uśmiechnęłam się do niego i znów się w niego wtulilam.
- No dobra! Zbieramy się! - powiedział po oderwaniu się od siebie
- Właśnie! Leon zostało nam tylko... 25 minut! - krzyknęłam
- Ile?!!! - zdziwił się
- 25 - powtórzyłam
- To szybko, bo musimy jeszcze zamówić taksówkę! - krzyknął Leon, po czym szybko zamówił taksówkę, a ja pakowalam już ostatnie rzeczy. Gotowi wyszliśmy z pokoju, zamykając go. Leon zapłacił za pobyt, a ja wkładałam torby z naszymi rzeczami do samochodu. Po chwili wsiedlismy do taksówki i pojechaliśmy na lotnisko. Zapłaciliśmy taksówkarzowi i ile tylko sił bieglismy w stronę kas. Leon kupił bilety, weszliśmy do samolotu, gdzie przy wejściu ochroniarz skanowal nam bilety. Zajęliśmy miejsca i czekaliśmy aż stewardessa da znać że ruszamy. Po chwili wystartowaliśmy... włożyłam słuchawki w uszy i słuchając muzyki zasnelam. Obudził mnie Leon, szturchajac moje ramię i mówiąc iż dojechalismy. Zebrałam się i po woli wychodziliśmy z samolotu, zabierając przy tym nasze walizki. Gdy wyszliśmy, zamowilismy taksówkę i pojechaliśmy do domu. Każdy z nas byl tak, zmęczony że nie odzywalismy sie do siebie nawet jednym słowem. W końcu podjechalismy pod mój dom.
- To pa Violu! - powiedział Leon i już chciał mi dac buziaka, ale ostatecznie się odsunęłam.
- Jakie pa?! - zdziwiłam się
- No ja jadę do domu! - odpowiedział
- Nie! Chodź do mnie! - odpowiedziałam stanowczo
- Nie chce żebyś pomyślała że jestem jakis natrętny czy coś...
- Jezu! Leon! Jesteśmy razem! Bierz te walizki i wylaź z samochodu! - powiedziałam
- Mmm... nie wiedziałem że jestes taka stanowcza! - pocałował mój policzek
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz...
Wzięliśmy walizki, zapłaciliśmy taksówkarzowi i poszliśmy do domu. Gdy weszłam do domu, i zapaliłam światło zobaczyłam ...
************************************************************************
Siemka! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem! Trochę późno, ale zawsze coś xd. A tak apropo przepraszam że tak późno, ale wcześniej nie dałam rady :(! Strasznie duzo nauki... Tak jak pisałam pod którymś postem... rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu czyli sobota, czasami niedziela. Więcej naprawdę nie dam rady. Mam nadzieję że się nie gniewacie ;)! Co zobaczyła Vilu? To dopiero w następnym rozdziale... Na dzisiaj to chyba wszystko ;*
16 komentarzy = rozdział 23 (od różnych osób xD)
Pozdrawiam i do rozdziału 23 :P
Ps. Jakby coś to przepraszam za błędy :)
niedziela, 28 września 2014
piątek, 19 września 2014
One Shot cz.3
Nie wiedziałem co robić! Zrobiłem pierwszą rzecz jaka wpadła mi do głowy, czyli pozbierałem szybko swoje rzeczy, przebrałem się z piżamy w jakieś pierwsze lepsze ubranie i wyszedłem ze szpitala, rozglądając się przy tym czy nikt nie idzie! Biegłem prosto do taksówki, którą pojechałem do domu. Wszystko było pootwierane na ościerz. Torbę z ubraniami rzuciłem na szafkę stojącą w wejściu. Szybko sprawdziłem, czy w żadnym pokoju nie ma Violetty. Ale na co ja liczyłem! Nie było jej nigdzie. Szybko próbowałem ponowne kilkanaście razy się do niej dodzwonić, ale nic. Postanowiłem wsiąść w samochód i pojechać do niej do domu. Nikt nie otwierał. Światła nie były włączone, więc chyba nikogo w domu nie było. Wyjąłem telefon, by zadzwonić do Federico. Może on pomoże mi ją odnaleźć.
/Rozmowa Federico i Leona/
- Halo? - odebrał zaspany po trzech sygnałach
- Fede musisz mi pomóc! - powiedziałem, głośno i szybko oddychając
- Ale w czym? Co się stało? - zapytał zdziwiony
- Pamiętasz ta dziewczynę... Violette, która miała u mnie pracować, ale zrezygnowała przez męża?
- Nie dalo rady zapomnieć. Nawijales o niej cały czas... - powiedział sarkastycznie
- Fede to nie jest śmieszne! - skarcilem go
- No dobra, dobra! Tak, pamiętam! - odpowiedział w końcu poważnie
- No... ona chyba została porwana - powiedziałem coraz ciszej
- Co?! - zasmial się
- Federico! Przestan się śmiać! Jestes moim przyjacielem i liczyłem na Twoja pomóc!
- Skad ta pewność? - zapytał
- Kiedy byłem w szpitalu zadzwoniła do mnie i pytała jak się czuje i w ogóle, i w pewnym momencie połączenie się urwalo a przed tym dziwny głośny dźwięk i śmiech... - powiedziałem - szybko spakowalem się i uciekłem że szpitala!
- Co?! Uciekłes że szpitala? - zdziwił się
- No tak! Ktoś musi jej pomóc! I dzwoniłem do Ciebie, żebyś mi pomógł!
- Dobra za godzine będę u Ciebie! - powiedział
- Dzieki! Paa...
- Paa
/Koniec rozmowy/
***15 minut później***
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Pobiegłem by je otworzyć, bo myślałem że to Federico, ale niestety pomyliłem się. Nikogo za drzwiami nie było. Zdziwiłem się, ale gdy już chciałem zamykać drzwi, moja uwagę przekół jakiś list w kopercie, leżący na wycieraczce. Niepewnie go podniosłem i wszedłem do domu. Usiadłem ba kanapie i wyjalem z zaklejonej koperty list. Było na niej napisane: Violetta jest bezpieczna. Nie kombinuj nic, a dalej będzie wszystko tak jak dawniej!
W tym momencie to normalnie szukaj igły w stogu siana. Skad mam mieć pewność że jest bezpieczna? Co tu robić? - zadreczalem się. Po chwili znów byl dzwonek do drzwi. Poszedłem by je otworzyć, a w nich ujrzałem nie kto inny jak Federico.
- Siema stary! - podałem rękę przyjacielowi
- No hej! - uścisnął ja
- Fede, przed chwila na wycieraczce znalazłem ten list. - pokazałem na kawałek papieru - teraz już jestem pewien że Violetta została porwana
- Oooo! No to niedobrze! - powiedział wczytujac się w kartkę, z mina zabitego psa.
- Niedobrze?!! Fede to fatalnie!! - krzyknąłem
- To ci robimy? - zapytał
- Trzeba jakoś ja znaleźć! - powiedziałem
- Leon! Ty serio mówisz? Jak Ty chcesz ja teraz znaleźć? To jest bez sensu! Nawet nie wiesz gdzie!
- A masz lepszy pomysł? - zapytałem
- Daj się zastanowić! - powiedział zastanawiając się
- Nie mamy czasu!
- Pomyśl zanim coś zrobisz! - krzyknął zatrzymując mnie
- Daj spokój Fede! Chcesz to mi pomóż jej szukać! A jak nie to nie! - powiedziałem
- Dobra idę! Ale tylko dlatego ze jesteś moim kumplem i nie chce żebyś wpadł w jakieś bagno. - powiedział. Szybko wziąłem swój telefon i kluczyki od białego BMW, po czym wyszedłem razem z Federico na dwór.
- To w takim razie gdzie chcesz jechać geniuszu? - zapytał mnie Fede
- Hmmm... - zastanawiałem się - pojedziemy jeszcze raz pod dom Violetty, może będą jakieś informacje.
- To jedź! - pokazał gestem ręki Federico. Tak, też zrobiłem. Pojechałem pod dom Violetty. Ustalem po drugiej stronie i normalnie los się do mnie uśmiechnął. Na podjeździe stal jakiś samochód, a z niego wyszedł... jakiś chłopak. Postanowiliśmy poczekać na niego, zobaczyć co zrobi i dokąd pojedzie. Po tym jak otworzył sobie drzwi kluczem, oparłem głowę o siedzenie i lekko przekonałem oczy. Nawet nie wiem, kiedy przysnąłem.
- Leon, Leon obudz się! - krzyczał Federico szturchając moje ramię.
- Co jest? - zdziwiłem się i raptownie otworzyłem oczy.
- Patrz! Ten typ wychodzi. Pojedziemy z nim - powiedział 20 - latek. Pojechaliśmy za nim i dotarliśmy do małego domku nad rzeka, otoczonego lasem. Nie za wysoki szatyn wyszedł z samochodu i wziął ze sobą wcześniej wyniesiony plecak. Zatrzymaliśmy się w bezpiecznej odległości i podeszliśmy do okna.
- Fede - zacząłem - teraz to moja rola. Zostań tu i patrz czy nikt nie wychodzi ani nie wchodzi, okey? - dokończyłem cicho
- Ale Leon... nie...
- Jeśli nie będę dawał znaku zycia za 15 minut, wtedy możesz wkraczać do akcji. Ok? - zapytałem
- Okey - powiedział obojętnie. Podszedłem od tyłu domu i zajrzałem przez balkon, a na łóżku, zobaczyłem bladą, Violette. Była nieprzytomna. Usilnie próbowałem otworzyć drzwi balkonowe. Kiedy już w ogóle nie dawałem rady, z tylnej kieszeni moich jeansowych spodni wyciągnąłem kluczyki. Każdym z nich próbowałem, otworzyć zamknięty balkon. I nagle się udało. Nie wiem, jakim cudem, ale się udało. Byłem niesamowicie szczęśliwy. Po cichu, ale szybkim ruchem otworzyłem drzwi. Szybko podbiegłem do leżącej na łóżku Violetty i zacząłem ją budzić. Niestety nie reagowała. Tak, się przestraszyłem, że ręce nie mogły mi się przestać trząść. Nie zastanawiając się zbyt długo, wziąłem kruchą szatynkę na ręce i wyszedłem znowu przez balkon. Podbiegłem do Federico.
- Federico - mówiłem po cichu - Violetta jest nieprzytomna. Weź ją szybko do samochodu i jedź na pogotowie. A ja się zajmę tymi dwoma. - powiedziałem
- Nie Leon. Jedź ze mną, a ich zostaw w spokoju! - rozkazał
- Dobra! Później się nimi zajmę. A teraz szybko! Spadamy stąd! - powiedziałem i czym prędzej pobiegliśmy do samochodu. Federico, położył Violettę z tyłu na siedzeniach. Ja usiadłem zaraz koło niej i położyłem jej głowę na swoich kolanach. Wielokrotnie, próbowałem ją obudzić. Niestety na nic. Byłem po prostu przerażony. Gdy dojechaliśmy do szpitala wziąłem Violettę z powrotem na ręce i czym prędzej poszliśmy do znanego nam już lekarza. Może być nieprzyjemnie, bo jakby nie było uciekłem ze szpitala, ale nie to było dla mnie w tej chwili ważne tylko zdrowie Violetty. Gdy spotkaliśmy tego lekarza, powiedziałem mu co i jak, a ten natychmiast kazał pielęgniarkom zająć się Violettą. Zawieźli ją do jakiejś sali, a nam kazali czekać. Tak jak kazali tak, też zrobiliśmy. Usiedliśmy przed salą w której aktualnie przebywała Violetta i czekaliśmy na wiadomość od lekarza.
Po 30 minutach wyszedł z sali.
- Przepraszam, doktorze i co nią? - zapytałem, wstając z plastikowego krzesła
- Została uderzona w tył głowy. Dostała środki po których za parę godzin powinna się obudzić - powiedział
- A czy mogę do niej wejść? - zapytałem
- Hmmm... no dobrze, ale nie za długo, dobrze? A teraz przepraszam, muszę iść... - powiedział i odszedł. Niepewnie wszedłem do sali i oparłem się o framugę drzwi.
Podszedłem bliżej łózka na którym leżała Violetta. Usiadłem na krześle i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Złapałem szatynkę za rękę, po czym delikatnie ją w nią pocałowałem. Przybliżyłem się do niej aby poprawić jej poduszkę pod głową. Kiedy ją poprawiałem, przysunąłem się bliżej i... złączyłem nasze usta w delikatnym, a zarazem czułym pocałunku.
Kiedy się od niej oderwalem usiadłem z powrotem na plastikowym krześle, po czym zobaczyłem iż Violetta się przebudzała. Na mojej twarzy od razu po pojawił się uśmiech szczęścia. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy od razu również pojawił się blady uśmiech. Bez większego zastanowienia zawiadomilem o tym lekarza, ktory przyszedł do sali Violi, a mi kazał chwilowo ja opuścić. Grzecznie wyszedłem z sali i zadzwoniłem do Federico, którego już nie było. Poinformowałem go o wszystkim, łącznie o tym jak ja pocałowałem. Kiedy się rozłączyłem, z sali wyszedł lekarz.
- I co z nią Panie doktorze? - zapytałem
- Na razie w porządku - odpowiedział
- A mogę do niej wejść? - zapytałem
- Naturalnie. A teraz przepraszam - powiedział i odszedł. Z powrotem wszedłem do sali.
- Cześć - powiedziałem
- Cześć - odpowiedziała, zachrypnietym głosem
- Jak się czujesz? - zapytałem, ponownie siadając na plastikowym krześle.
- Na razie okey - odpowiedziała z bladym uśmiechem na twarzy
- Wiesz może po czym się obudziłaś? - zapytałem, po czym moja twarz oblala się rumiencem.
- Pocałowałeś mnie - powiedziała dotykając swoją ręką mojej ręki
- Wiesz... może to nie jest najlepszy moment, ale chyba lepszego nie będzie - zacząłem
- O czym mówisz? - zmartwila się
- Jeszcze nigdy w życiu nikt mi się nie podobał tak, jak Ty mi teraz. Przepraszam, musiałem to powiedzieć - powiedziałem zgodnie z prawda
- Pomóż mi usiąść, dobrze? - zapytała zmieniając temat. Pomógłem hej usiąść, tak, że plecami była oparta o ścianę.
- Siadaj koło mnie - powiedziała i poklepala miejsce obok siebie, tak żebym tam usiadł. Zrobiłem to o co prosiła. Usiadłem koło niej, a ona przesunęła się do mnie i tym razem to ona zlaczyla nasze usta. Po oderwaniu, byłem lekko zdziwiony.
- Ty mi też sie podobasz - powiedziała - bardzo - dodała
- To co robimy? - zapytałem
- Jak miałam zamiar u Ciebie pracować, wszyscy mnie ostrzegali, że jesteś wrednym, bezdusznym palantem i widzisz tylko czubek swojego nosa. Zmieniłam zdanie. Kocham Cię, Leon - powiedziała
- Kto tak o mnie mówił? - oburzyłem się, na co ona się zasmiala - Też Cię bardzo kocham Violu - dokończyłem. Po chwili Violetta usiadła mi na kolanach i mocno się do mnie przytuliła.
- To co? Spróbujemy? - zapytałem
- Pewnie. Czemu nie! - ucieszyła się. Kiedy znowu przybliżyłem się do niej i nasze usta dzieliły milimetry, do sali raptownie wszedł lekarz. Od razu zeszłem z łóżka Violetty i usiadłem na krześle.
- Pani Violetto, sprawdzałem Pani wyniki i muszę przyznać, że są całkiem dobre. Myślę, że już niedługo powinna Pani wyjść ze szpitala - powiedział, przeglądając jakieś papiery
- Za ile dni mniej więcej mnie wypuścicie? -dopytywała
- Hmmm..., ogólnie ciężko mi powiedzieć dokładnie, ale myślę, że za jakieś 2/3 dni. W końcu obrażenia nie były tragiczne. - powiedział i się lekko do niej uśmiechnął
- Jak to nie były tragiczne, skoro była nieprzytomna, jak ją znalazłem - cieszyłem się, że Violetta niedługo wyjdzie, ale zdziwiło mnie to, bo przecież była utrata przytomności. Oburzyłem się, bo chciałem po prostu mieć 150 % pewność, że z Violettą jest wszytsko dobrze.
- Leon! Siadaj! - pociągnęła mnie za rękę, tak, że mimowolnie usiadłem na krześle. Później tylko posłała mi mrożące spojrzenie.
- Rozumiem Pańską obawę Panie Leonie, ale jeśli z Panią Violettą, było by gorzej to przecież nie wypisalibyśmy jej od tak. Proszę nam zaufać. - powiedział to dość przekonująco
- Rozumiem, ale była ut... - nie dokończyłem, bo przerwała mi Violetta
- Uspokój się! - powiedziała przez zaciśnięte zęby - dziękuję Panu bardzo - zwróciła się do lekarza
- Nie ma za co. Do widzenia - pożegnał się lekarz, po czym wyszedł z sali.
- Co Cię opętało! - krzyknęła Violetta
- Martwię się o Ciebie. Nawet nie wiesz co ja przeżyłem, gdy zobaczyłem Ciebie, jak leżałaś na tym łóżku u Diego. - tłumaczyłem się
- Dobrze, rozumiem. Ale to nie powód żeby kwestionować decyzje lekarza! Chce już czym prędzej wyjść z tego szpitala, dlatego się nie wtrącaj! - powiedziała, puszczając mi oczko. Ja tylko pokręciłem głową i uśmiechnąłem się do niej.
***Trzy dni później***
Właśnie dzisiaj odbieram Violettę ze szpitala. Przyjechałem po nią i właśnie wchodzę do do niej na sale. Zobaczyłem, że siedzi już na łóżku, z torbą i czeka.
- Cześć kochanie! - pocałowałem ją
- Cześć - odpowiedziała
- Długo czekasz? - zapytałem
- Niee - powiedziała sarkastyczie - tylko 40 minut
- Przepraszam. Starszne korki były - tłumaczyłem sę
- Rozumiem. Nie przejmuj się - uśmiechnęła się do mnie. Wziąłem jej torby i oglądając się czy nic nie zostało, wyszliśmy z sali. Violetta musiała jeszcze na chwilę wejść do gabinetu doktora, podpisać jakieś papiery czy coś, a ja razem z torbami, czekałem na korytarzu. Gdy wyszła, ruszyliśmy w stronę samochodu. Jechałem w stronę swojego domu, na co ona się zdziwiła.
- Leon, gdzie Ty jedziesz? - zapytała
- Do mojego domu... - odpowiedziałem
- Zawieź mnie do mojego domu! - rozkazała
- Co? Napewno na to nie pozwolę! Wiesz, że ten kretyn może Cię tam znaleźć? - zapytałem
- U Ciebie też mnie znalazł! - oodpowiedziała
- Ale będziesz ze mną!
- Leon! I tak, dużo dla mnie zrobiłeś... nie będę więcej nadużywała Twojej życzliwości wobec mnie.
- Jezu! Jaka Ty jesteś śmieszna! - powiedziałem sarkastycznie - jesteśmy razem w końcu! - powiedziałem, po czym zatrzymałem się na poboczu drogi.
- Proszę Cię! Zaufaj mi! - powiedziałem patrząc głeboko w oczy szatynce.
- Nooo... dobrze! - w końcu się zgodziła
- Violu, ufasz mi czy nie? - zapytałem
- Tak - odpowiedziała
- No to czemu się wachasz? - zapytałem
- Wydaje mi się po prostu, że jesteś dla mnie za dobry! - powiedziała - nie pzreszkadza Ci to, że jestem jeszcze małżeństwem z Diego?
- Zależy mi tylko na tym, abyś była bezpieczna. Chcesz się z nim rozwieść? - zapytałem
- No pewnie, że tak! - powiedziała
- To idziemy jutro do adwokata? - zapytałem
- Tak! - powiedziała stanowczo
- Dobrze. To co, jedziemy do mnie? - zapytałem
- Tak, jasne!
Pojechaliśmy do mnie do domu. Violetta niepewnie weszła do domu.
- Ej, nie bój się. Śmiało! - powiedziałem i złapałem szatynkę za biodra, po czym popchnąłem w stronę salonu. Usiedliśmy na kanapie, włączyliśmy jakiś film i zasnęliśmy w sowich objęciach.
*****************************************************
Siemka! To już koniec części One Shota! Mam nadzieję, że wszystkie się podobały i cała historia również. Jest Leonetta <3! Postanowiłam, że dodam tego OS, nie patrząc na ilość komentarzy, pod ostatnim postem. Dzisiaj za bardzo się nie rozpisuję. Także... rozdział 22 pojawi się w niedzielę, o ile tym razem, będzie ... ;)
15 komentarzy :D!!!
Przepraszam za błędy :P
Do rozdziału 22!
Pozdrawiam :*!
/Rozmowa Federico i Leona/
- Halo? - odebrał zaspany po trzech sygnałach
- Fede musisz mi pomóc! - powiedziałem, głośno i szybko oddychając
- Ale w czym? Co się stało? - zapytał zdziwiony
- Pamiętasz ta dziewczynę... Violette, która miała u mnie pracować, ale zrezygnowała przez męża?
- Nie dalo rady zapomnieć. Nawijales o niej cały czas... - powiedział sarkastycznie
- Fede to nie jest śmieszne! - skarcilem go
- No dobra, dobra! Tak, pamiętam! - odpowiedział w końcu poważnie
- No... ona chyba została porwana - powiedziałem coraz ciszej
- Co?! - zasmial się
- Federico! Przestan się śmiać! Jestes moim przyjacielem i liczyłem na Twoja pomóc!
- Skad ta pewność? - zapytał
- Kiedy byłem w szpitalu zadzwoniła do mnie i pytała jak się czuje i w ogóle, i w pewnym momencie połączenie się urwalo a przed tym dziwny głośny dźwięk i śmiech... - powiedziałem - szybko spakowalem się i uciekłem że szpitala!
- Co?! Uciekłes że szpitala? - zdziwił się
- No tak! Ktoś musi jej pomóc! I dzwoniłem do Ciebie, żebyś mi pomógł!
- Dobra za godzine będę u Ciebie! - powiedział
- Dzieki! Paa...
- Paa
/Koniec rozmowy/
***15 minut później***
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Pobiegłem by je otworzyć, bo myślałem że to Federico, ale niestety pomyliłem się. Nikogo za drzwiami nie było. Zdziwiłem się, ale gdy już chciałem zamykać drzwi, moja uwagę przekół jakiś list w kopercie, leżący na wycieraczce. Niepewnie go podniosłem i wszedłem do domu. Usiadłem ba kanapie i wyjalem z zaklejonej koperty list. Było na niej napisane: Violetta jest bezpieczna. Nie kombinuj nic, a dalej będzie wszystko tak jak dawniej!
W tym momencie to normalnie szukaj igły w stogu siana. Skad mam mieć pewność że jest bezpieczna? Co tu robić? - zadreczalem się. Po chwili znów byl dzwonek do drzwi. Poszedłem by je otworzyć, a w nich ujrzałem nie kto inny jak Federico.
- Siema stary! - podałem rękę przyjacielowi
- No hej! - uścisnął ja
- Fede, przed chwila na wycieraczce znalazłem ten list. - pokazałem na kawałek papieru - teraz już jestem pewien że Violetta została porwana
- Oooo! No to niedobrze! - powiedział wczytujac się w kartkę, z mina zabitego psa.
- Niedobrze?!! Fede to fatalnie!! - krzyknąłem
- To ci robimy? - zapytał
- Trzeba jakoś ja znaleźć! - powiedziałem
- Leon! Ty serio mówisz? Jak Ty chcesz ja teraz znaleźć? To jest bez sensu! Nawet nie wiesz gdzie!
- A masz lepszy pomysł? - zapytałem
- Daj się zastanowić! - powiedział zastanawiając się
- Nie mamy czasu!
- Pomyśl zanim coś zrobisz! - krzyknął zatrzymując mnie
- Daj spokój Fede! Chcesz to mi pomóż jej szukać! A jak nie to nie! - powiedziałem
- Dobra idę! Ale tylko dlatego ze jesteś moim kumplem i nie chce żebyś wpadł w jakieś bagno. - powiedział. Szybko wziąłem swój telefon i kluczyki od białego BMW, po czym wyszedłem razem z Federico na dwór.
- To w takim razie gdzie chcesz jechać geniuszu? - zapytał mnie Fede
- Hmmm... - zastanawiałem się - pojedziemy jeszcze raz pod dom Violetty, może będą jakieś informacje.
- To jedź! - pokazał gestem ręki Federico. Tak, też zrobiłem. Pojechałem pod dom Violetty. Ustalem po drugiej stronie i normalnie los się do mnie uśmiechnął. Na podjeździe stal jakiś samochód, a z niego wyszedł... jakiś chłopak. Postanowiliśmy poczekać na niego, zobaczyć co zrobi i dokąd pojedzie. Po tym jak otworzył sobie drzwi kluczem, oparłem głowę o siedzenie i lekko przekonałem oczy. Nawet nie wiem, kiedy przysnąłem.
- Leon, Leon obudz się! - krzyczał Federico szturchając moje ramię.
- Co jest? - zdziwiłem się i raptownie otworzyłem oczy.
- Patrz! Ten typ wychodzi. Pojedziemy z nim - powiedział 20 - latek. Pojechaliśmy za nim i dotarliśmy do małego domku nad rzeka, otoczonego lasem. Nie za wysoki szatyn wyszedł z samochodu i wziął ze sobą wcześniej wyniesiony plecak. Zatrzymaliśmy się w bezpiecznej odległości i podeszliśmy do okna.
- Fede - zacząłem - teraz to moja rola. Zostań tu i patrz czy nikt nie wychodzi ani nie wchodzi, okey? - dokończyłem cicho
- Ale Leon... nie...
- Jeśli nie będę dawał znaku zycia za 15 minut, wtedy możesz wkraczać do akcji. Ok? - zapytałem
- Okey - powiedział obojętnie. Podszedłem od tyłu domu i zajrzałem przez balkon, a na łóżku, zobaczyłem bladą, Violette. Była nieprzytomna. Usilnie próbowałem otworzyć drzwi balkonowe. Kiedy już w ogóle nie dawałem rady, z tylnej kieszeni moich jeansowych spodni wyciągnąłem kluczyki. Każdym z nich próbowałem, otworzyć zamknięty balkon. I nagle się udało. Nie wiem, jakim cudem, ale się udało. Byłem niesamowicie szczęśliwy. Po cichu, ale szybkim ruchem otworzyłem drzwi. Szybko podbiegłem do leżącej na łóżku Violetty i zacząłem ją budzić. Niestety nie reagowała. Tak, się przestraszyłem, że ręce nie mogły mi się przestać trząść. Nie zastanawiając się zbyt długo, wziąłem kruchą szatynkę na ręce i wyszedłem znowu przez balkon. Podbiegłem do Federico.
- Federico - mówiłem po cichu - Violetta jest nieprzytomna. Weź ją szybko do samochodu i jedź na pogotowie. A ja się zajmę tymi dwoma. - powiedziałem
- Nie Leon. Jedź ze mną, a ich zostaw w spokoju! - rozkazał
- Dobra! Później się nimi zajmę. A teraz szybko! Spadamy stąd! - powiedziałem i czym prędzej pobiegliśmy do samochodu. Federico, położył Violettę z tyłu na siedzeniach. Ja usiadłem zaraz koło niej i położyłem jej głowę na swoich kolanach. Wielokrotnie, próbowałem ją obudzić. Niestety na nic. Byłem po prostu przerażony. Gdy dojechaliśmy do szpitala wziąłem Violettę z powrotem na ręce i czym prędzej poszliśmy do znanego nam już lekarza. Może być nieprzyjemnie, bo jakby nie było uciekłem ze szpitala, ale nie to było dla mnie w tej chwili ważne tylko zdrowie Violetty. Gdy spotkaliśmy tego lekarza, powiedziałem mu co i jak, a ten natychmiast kazał pielęgniarkom zająć się Violettą. Zawieźli ją do jakiejś sali, a nam kazali czekać. Tak jak kazali tak, też zrobiliśmy. Usiedliśmy przed salą w której aktualnie przebywała Violetta i czekaliśmy na wiadomość od lekarza.
Po 30 minutach wyszedł z sali.
- Przepraszam, doktorze i co nią? - zapytałem, wstając z plastikowego krzesła
- Została uderzona w tył głowy. Dostała środki po których za parę godzin powinna się obudzić - powiedział
- A czy mogę do niej wejść? - zapytałem
- Hmmm... no dobrze, ale nie za długo, dobrze? A teraz przepraszam, muszę iść... - powiedział i odszedł. Niepewnie wszedłem do sali i oparłem się o framugę drzwi.
Podszedłem bliżej łózka na którym leżała Violetta. Usiadłem na krześle i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Złapałem szatynkę za rękę, po czym delikatnie ją w nią pocałowałem. Przybliżyłem się do niej aby poprawić jej poduszkę pod głową. Kiedy ją poprawiałem, przysunąłem się bliżej i... złączyłem nasze usta w delikatnym, a zarazem czułym pocałunku.
Kiedy się od niej oderwalem usiadłem z powrotem na plastikowym krześle, po czym zobaczyłem iż Violetta się przebudzała. Na mojej twarzy od razu po pojawił się uśmiech szczęścia. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy od razu również pojawił się blady uśmiech. Bez większego zastanowienia zawiadomilem o tym lekarza, ktory przyszedł do sali Violi, a mi kazał chwilowo ja opuścić. Grzecznie wyszedłem z sali i zadzwoniłem do Federico, którego już nie było. Poinformowałem go o wszystkim, łącznie o tym jak ja pocałowałem. Kiedy się rozłączyłem, z sali wyszedł lekarz.
- I co z nią Panie doktorze? - zapytałem
- Na razie w porządku - odpowiedział
- A mogę do niej wejść? - zapytałem
- Naturalnie. A teraz przepraszam - powiedział i odszedł. Z powrotem wszedłem do sali.
- Cześć - powiedziałem
- Cześć - odpowiedziała, zachrypnietym głosem
- Jak się czujesz? - zapytałem, ponownie siadając na plastikowym krześle.
- Na razie okey - odpowiedziała z bladym uśmiechem na twarzy
- Wiesz może po czym się obudziłaś? - zapytałem, po czym moja twarz oblala się rumiencem.
- Pocałowałeś mnie - powiedziała dotykając swoją ręką mojej ręki
- Wiesz... może to nie jest najlepszy moment, ale chyba lepszego nie będzie - zacząłem
- O czym mówisz? - zmartwila się
- Jeszcze nigdy w życiu nikt mi się nie podobał tak, jak Ty mi teraz. Przepraszam, musiałem to powiedzieć - powiedziałem zgodnie z prawda
- Pomóż mi usiąść, dobrze? - zapytała zmieniając temat. Pomógłem hej usiąść, tak, że plecami była oparta o ścianę.
- Siadaj koło mnie - powiedziała i poklepala miejsce obok siebie, tak żebym tam usiadł. Zrobiłem to o co prosiła. Usiadłem koło niej, a ona przesunęła się do mnie i tym razem to ona zlaczyla nasze usta. Po oderwaniu, byłem lekko zdziwiony.
- Ty mi też sie podobasz - powiedziała - bardzo - dodała
- To co robimy? - zapytałem
- Jak miałam zamiar u Ciebie pracować, wszyscy mnie ostrzegali, że jesteś wrednym, bezdusznym palantem i widzisz tylko czubek swojego nosa. Zmieniłam zdanie. Kocham Cię, Leon - powiedziała
- Kto tak o mnie mówił? - oburzyłem się, na co ona się zasmiala - Też Cię bardzo kocham Violu - dokończyłem. Po chwili Violetta usiadła mi na kolanach i mocno się do mnie przytuliła.
- To co? Spróbujemy? - zapytałem
- Pewnie. Czemu nie! - ucieszyła się. Kiedy znowu przybliżyłem się do niej i nasze usta dzieliły milimetry, do sali raptownie wszedł lekarz. Od razu zeszłem z łóżka Violetty i usiadłem na krześle.
- Pani Violetto, sprawdzałem Pani wyniki i muszę przyznać, że są całkiem dobre. Myślę, że już niedługo powinna Pani wyjść ze szpitala - powiedział, przeglądając jakieś papiery
- Za ile dni mniej więcej mnie wypuścicie? -dopytywała
- Hmmm..., ogólnie ciężko mi powiedzieć dokładnie, ale myślę, że za jakieś 2/3 dni. W końcu obrażenia nie były tragiczne. - powiedział i się lekko do niej uśmiechnął
- Jak to nie były tragiczne, skoro była nieprzytomna, jak ją znalazłem - cieszyłem się, że Violetta niedługo wyjdzie, ale zdziwiło mnie to, bo przecież była utrata przytomności. Oburzyłem się, bo chciałem po prostu mieć 150 % pewność, że z Violettą jest wszytsko dobrze.
- Leon! Siadaj! - pociągnęła mnie za rękę, tak, że mimowolnie usiadłem na krześle. Później tylko posłała mi mrożące spojrzenie.
- Rozumiem Pańską obawę Panie Leonie, ale jeśli z Panią Violettą, było by gorzej to przecież nie wypisalibyśmy jej od tak. Proszę nam zaufać. - powiedział to dość przekonująco
- Rozumiem, ale była ut... - nie dokończyłem, bo przerwała mi Violetta
- Uspokój się! - powiedziała przez zaciśnięte zęby - dziękuję Panu bardzo - zwróciła się do lekarza
- Nie ma za co. Do widzenia - pożegnał się lekarz, po czym wyszedł z sali.
- Co Cię opętało! - krzyknęła Violetta
- Martwię się o Ciebie. Nawet nie wiesz co ja przeżyłem, gdy zobaczyłem Ciebie, jak leżałaś na tym łóżku u Diego. - tłumaczyłem się
- Dobrze, rozumiem. Ale to nie powód żeby kwestionować decyzje lekarza! Chce już czym prędzej wyjść z tego szpitala, dlatego się nie wtrącaj! - powiedziała, puszczając mi oczko. Ja tylko pokręciłem głową i uśmiechnąłem się do niej.
***Trzy dni później***
Właśnie dzisiaj odbieram Violettę ze szpitala. Przyjechałem po nią i właśnie wchodzę do do niej na sale. Zobaczyłem, że siedzi już na łóżku, z torbą i czeka.
- Cześć kochanie! - pocałowałem ją
- Cześć - odpowiedziała
- Długo czekasz? - zapytałem
- Niee - powiedziała sarkastyczie - tylko 40 minut
- Przepraszam. Starszne korki były - tłumaczyłem sę
- Rozumiem. Nie przejmuj się - uśmiechnęła się do mnie. Wziąłem jej torby i oglądając się czy nic nie zostało, wyszliśmy z sali. Violetta musiała jeszcze na chwilę wejść do gabinetu doktora, podpisać jakieś papiery czy coś, a ja razem z torbami, czekałem na korytarzu. Gdy wyszła, ruszyliśmy w stronę samochodu. Jechałem w stronę swojego domu, na co ona się zdziwiła.
- Leon, gdzie Ty jedziesz? - zapytała
- Do mojego domu... - odpowiedziałem
- Zawieź mnie do mojego domu! - rozkazała
- Co? Napewno na to nie pozwolę! Wiesz, że ten kretyn może Cię tam znaleźć? - zapytałem
- U Ciebie też mnie znalazł! - oodpowiedziała
- Ale będziesz ze mną!
- Leon! I tak, dużo dla mnie zrobiłeś... nie będę więcej nadużywała Twojej życzliwości wobec mnie.
- Jezu! Jaka Ty jesteś śmieszna! - powiedziałem sarkastycznie - jesteśmy razem w końcu! - powiedziałem, po czym zatrzymałem się na poboczu drogi.
- Proszę Cię! Zaufaj mi! - powiedziałem patrząc głeboko w oczy szatynce.
- Nooo... dobrze! - w końcu się zgodziła
- Violu, ufasz mi czy nie? - zapytałem
- Tak - odpowiedziała
- No to czemu się wachasz? - zapytałem
- Wydaje mi się po prostu, że jesteś dla mnie za dobry! - powiedziała - nie pzreszkadza Ci to, że jestem jeszcze małżeństwem z Diego?
- Zależy mi tylko na tym, abyś była bezpieczna. Chcesz się z nim rozwieść? - zapytałem
- No pewnie, że tak! - powiedziała
- To idziemy jutro do adwokata? - zapytałem
- Tak! - powiedziała stanowczo
- Dobrze. To co, jedziemy do mnie? - zapytałem
- Tak, jasne!
Pojechaliśmy do mnie do domu. Violetta niepewnie weszła do domu.
- Ej, nie bój się. Śmiało! - powiedziałem i złapałem szatynkę za biodra, po czym popchnąłem w stronę salonu. Usiedliśmy na kanapie, włączyliśmy jakiś film i zasnęliśmy w sowich objęciach.
*****************************************************
Siemka! To już koniec części One Shota! Mam nadzieję, że wszystkie się podobały i cała historia również. Jest Leonetta <3! Postanowiłam, że dodam tego OS, nie patrząc na ilość komentarzy, pod ostatnim postem. Dzisiaj za bardzo się nie rozpisuję. Także... rozdział 22 pojawi się w niedzielę, o ile tym razem, będzie ... ;)
15 komentarzy :D!!!
Przepraszam za błędy :P
Do rozdziału 22!
Pozdrawiam :*!
środa, 17 września 2014
Rozdział 21
... Stephie. Szybko zakryłem się menu, jakie leżało przede mną, aby mnie nie zauważyła. Udałem, że czytam. "Jak ona mnie tu znalazła?" - zdziwiłem się. Niestety na darmo bo i tak mnie znalazła. Podeszła do mnie i czule pocałowała. Ja nie oddałem pocałunku, ale Violetta widocznie tego nie zauważyła, gdyż zrobiła niesamowicie zdziwioną minę.
- Kotku, a kto to jest? Możesz przedstawić mi swoją koleżankę? - zapytała
- Violetta! To nie tak! - krzyknąłem kiedy Violetta zabierała swoją torebkę i wychodziła z restauracji. Gdy wybiegłem za nią, już jej nie było. Wróciłem do Stephie.
- Co Ty zrobiłaś?!! - wydarłem się na nią
- Co Ty myślisz?! Że najpierw będziesz się ze mną całował, mówił czułe słówka i w ogóle, a potem od tak sobie rzucał i jechał do Madrytu bez słowa?!!! - wydarła się na całą restaurację
- A Ty wobec mnie to jaka byłaś? Kto knuł z Diego i Pablo, przeciwko mnie i Violetcie? Wszystko słyszałem jak rozmawiałaś z Diego przez telefon! - powiedziałem - teraz wszystko spieprzyłaś! Wszystko co zaczynało mieć jakikolwiek sens! - powiedziałem ledwo powstrzymując się od płaczu. Stephie nic nie odpowiedziała tylko wyszła z restauracji i gdzieś poszła. Ja natomiast wyszedłem zaraz niej po Stephie i skierowałem się do hotelu. Gdy zaszedłem już na miejsce i wszedłem do pokoju..., na co ja liczyłem! Na zbawienie?! Cholera! Nie ma jej! A komórki też nie ma! Co ja mam teraz robić?! Wybiegłem z hotelu i krążyłem niedaleko niego, aż doszedłem do pewnego pięknego miejsca. Kolorowa fontanna a wokół niej ławki. Zobaczyłem że jakaś osoba siedzi na jednej z nich. Podszedłem bliżej i zobaczyłem Violettę!
- Violu... strasznie się martwiłem! - powiedziałem siadając koło niej
- No i po co? - powiedziała oschle, wycierając ostatnie łzy.
- To była moja była. Kiedy Ty byłaś tutaj ja dwa dni z nią byłem! Ale dowiedziałem się, że knuła razem z Diego i Pablo i szybko przyleciałem Ciebie szukać! - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Co?! Ona knuła z Pablo i Diego? - zdziwiła się
- Tak!
- To czemu przy mnie się tak do Ciebie przykleiła? - zapytała
- Bo chciała Tobie pokazać, że wiesz...
- Ty byłeś z nią? - zapytała
- Tak, bo miałem pustkę w sercu po Tobie! - odwróciła głowę w stronę fontanny
- Po mnie? - zdziwiła się
- Tak po Tobie! Widzisz? - zapytałem pokazując na moje oczy
- Co? - zapytała
- Mam różowe oczy! - powiedziałem
- Co? -zaśmiała się - dlaczego?
- Bo się zakochałem - odpowiedziałem
- W kim? - zdziwiła się
- ... W Tobie! - opowiedziałem
- Ccco? - zdziwiła się patrząc na mnie jakby zobaczyła ducha
- Dobra! Nie ważne! - powiedziałem i już chciałem odchodzić, kiedy poczułem rękę Violetty na swojej
- Nie! Zaczekaj! - powiedziała
- Tak?
- Ja też się w Tobie zakochałam - powiedziała, a po chwili cała oblała się rumieńcem. Wtedy świat w okół jakby przestał istnieć! Liczyła się tylko ona i nikt więcej.
- Naprawdę? - zapytałem z uśmiechem na ustach
- Tak - odpowiedziała, a ja nie wiele myśląc pocałowałem ją. Nie zaprzeczała temu, ale po oderwaniu...
- Nie za szybko? - zapytała
- Oj tam... - odpowiedziałem
- To co robimy z tym fantem?
- Nie wiem, a co proponujesz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko z powrotem odwróciła się w stronę fontanny - Może spróbujemy?
- Aaale? - zdziwiła się
- Nie chcesz? - zapytałem z miną zbitego psa
- Chcę, tylko boję się że Pablo będzie się chciał odegrać! - powiedziała
- Matko! Violu! - złapałem się za głowę - A Ty ciągle o nim!
- Leon! To jest dla mnie męcząca sprawa! Ciężko mi jest tak po prostu o nim nie myśleć! Mam go ciągle przed oczami, że znów będzie chciał mi coś zrobić, albo Tobie! Nigdy nie byłeś w mojej sytuacji, więc nie wiesz jak to jest!
- No więc co proponujesz? - zapytałem
- Myślę, że to chyba jednak nie jest dobra chwila, żebyśmy byli razem... - powiedziała, ze łzami w oczach
- No, ale przecież tak dobrze wszystko się układało i w ogóle... - zacząłem
- Przepraszam... zrozum mnie - powiedziała - chce sobie to wszystko od nowa poukładać, wrócić do BA, poza tym kończą się wakacje...
- Jasne! Jak chcesz! Jutro rano wracamy? - zapytałem
- Tak... chodź do hotelu - powiedziała
Przez całą drogę do hotelu się do siebie nie odzywaliśmy, niezręczną ciszę przerwała Violetta.
- Leon nie gniewaj się na mnie! Może kiedyś spróbujemy, ale zrozum mnie to nie jest dla mnie takie proste!
- Jasne! Ja Cię całkowicie rozumiem, tylko Ty najwyraźniej nie rozumiesz mnie! Jakbyśmy byli razem poradzili byśmy sobie z tym wszystkim!
- Nie będę Cię w to wszystko wciągała! - powiedziała
- Okey! - powiedziałem ironicznie i dalej szliśmy w niezręcznej ciszy. Kiedy doszliśmy do hotelu, zaczęliśmy się po woli zbierać. Potem umyliśmy się i żadne z nas nawet nie miało zamiaru się odezwać.
***Następny dzień***
*Violetta*
Nie zaprzeczę temu, że coś czuje do Leona. Zakochałam się nim, ale na pewno nie będę wciągać osoby na której mi zależy w takie bagno. Przecież on może mieć później niezłe kłopoty przeze mnie! Wstałam o 6 rano, umyłam się, ubrałam i zrobiłam dwie jajecznice. Spojrzałam na zegarek i była 6:40, postanowiłam obudzić tego śpiocha ( czyt. Leon xD ), bo się spóźnimy na samolot. Poza tym muszę zrobić coś dla rozluźnienia atmosfery, która od wczorajszego wieczoru panuje między nami. Podeszłam do łóżka, usiadłam na krawędzi i odkryłam kołdrę. Niestety, nie było tam Leona tylko jakiś wielki pluszowy misiek. Wzięłam go w ręce i zaczęłam się zastanawiać gdzie wcięło Leona. Wstałam, nerwowo rzuciłam miśkiem o podłogę i poszłam po telefon. Każdy pokój hotelowy ma swój telefon. Wykręciłam znany na pamięć numer chłopaka i ciągle nic tylko poczta głosowa. Teraz to już na serio się wkurzyłam, no bo niedługo mamy samolot, a jego nie ma. Podeszłam do blatu kuchennego, a na nim znalazłam kartkę od... Leona. Nie martw się niedługo wrócę. Zdążę na samolot. Mam ważna sprawę do załatwienia. Leon.
Cholera! Jeśli Leon ma ważna sprawę do załatwienia w Madrycie to na pewno chodzi o Pablo! Żeby tylko nic mu się nie stało. Co chwila nerwowo chodziłam od okna do okna, i wyglądałam czy oby nie idzie. Ale nic. Ani widu, ani słuchu. Gdy upłynęło kolejne 15 minut, zadzwonił telefon hotelowy. To co usłyszałam w słuchawce było ponad moje siły...
****************************************************
Hejka! Sorki że nie nie było rozdziału wcześniej, ale sami wiecie... nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Szczególnie w drugiej gimnazjum :(... Ale poza tym nie było wcześniej 14 komentarzy... dobra nie ważne... przejdźmy do rzeczy... kogo Violetta usłyszała w słuchawce? Tego dowiecie się w następnym rozdziale... Teraz powinien pojawić się One Shot cz. 3, o ile będzie hmmm...
15 komentarzy = rozdział 22
To chyba na tyle... :D
Pozdrawiam :*
- Kotku, a kto to jest? Możesz przedstawić mi swoją koleżankę? - zapytała
- Violetta! To nie tak! - krzyknąłem kiedy Violetta zabierała swoją torebkę i wychodziła z restauracji. Gdy wybiegłem za nią, już jej nie było. Wróciłem do Stephie.
- Co Ty zrobiłaś?!! - wydarłem się na nią
- Co Ty myślisz?! Że najpierw będziesz się ze mną całował, mówił czułe słówka i w ogóle, a potem od tak sobie rzucał i jechał do Madrytu bez słowa?!!! - wydarła się na całą restaurację
- A Ty wobec mnie to jaka byłaś? Kto knuł z Diego i Pablo, przeciwko mnie i Violetcie? Wszystko słyszałem jak rozmawiałaś z Diego przez telefon! - powiedziałem - teraz wszystko spieprzyłaś! Wszystko co zaczynało mieć jakikolwiek sens! - powiedziałem ledwo powstrzymując się od płaczu. Stephie nic nie odpowiedziała tylko wyszła z restauracji i gdzieś poszła. Ja natomiast wyszedłem zaraz niej po Stephie i skierowałem się do hotelu. Gdy zaszedłem już na miejsce i wszedłem do pokoju..., na co ja liczyłem! Na zbawienie?! Cholera! Nie ma jej! A komórki też nie ma! Co ja mam teraz robić?! Wybiegłem z hotelu i krążyłem niedaleko niego, aż doszedłem do pewnego pięknego miejsca. Kolorowa fontanna a wokół niej ławki. Zobaczyłem że jakaś osoba siedzi na jednej z nich. Podszedłem bliżej i zobaczyłem Violettę!
- Violu... strasznie się martwiłem! - powiedziałem siadając koło niej
- No i po co? - powiedziała oschle, wycierając ostatnie łzy.
- To była moja była. Kiedy Ty byłaś tutaj ja dwa dni z nią byłem! Ale dowiedziałem się, że knuła razem z Diego i Pablo i szybko przyleciałem Ciebie szukać! - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Co?! Ona knuła z Pablo i Diego? - zdziwiła się
- Tak!
- To czemu przy mnie się tak do Ciebie przykleiła? - zapytała
- Bo chciała Tobie pokazać, że wiesz...
- Ty byłeś z nią? - zapytała
- Tak, bo miałem pustkę w sercu po Tobie! - odwróciła głowę w stronę fontanny
- Po mnie? - zdziwiła się
- Tak po Tobie! Widzisz? - zapytałem pokazując na moje oczy
- Co? - zapytała
- Mam różowe oczy! - powiedziałem
- Co? -zaśmiała się - dlaczego?
- Bo się zakochałem - odpowiedziałem
- W kim? - zdziwiła się
- ... W Tobie! - opowiedziałem
- Ccco? - zdziwiła się patrząc na mnie jakby zobaczyła ducha
- Dobra! Nie ważne! - powiedziałem i już chciałem odchodzić, kiedy poczułem rękę Violetty na swojej
- Nie! Zaczekaj! - powiedziała
- Tak?
- Ja też się w Tobie zakochałam - powiedziała, a po chwili cała oblała się rumieńcem. Wtedy świat w okół jakby przestał istnieć! Liczyła się tylko ona i nikt więcej.
- Naprawdę? - zapytałem z uśmiechem na ustach
- Tak - odpowiedziała, a ja nie wiele myśląc pocałowałem ją. Nie zaprzeczała temu, ale po oderwaniu...
- Nie za szybko? - zapytała
- Oj tam... - odpowiedziałem
- To co robimy z tym fantem?
- Nie wiem, a co proponujesz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko z powrotem odwróciła się w stronę fontanny - Może spróbujemy?
- Aaale? - zdziwiła się
- Nie chcesz? - zapytałem z miną zbitego psa
- Chcę, tylko boję się że Pablo będzie się chciał odegrać! - powiedziała
- Matko! Violu! - złapałem się za głowę - A Ty ciągle o nim!
- Leon! To jest dla mnie męcząca sprawa! Ciężko mi jest tak po prostu o nim nie myśleć! Mam go ciągle przed oczami, że znów będzie chciał mi coś zrobić, albo Tobie! Nigdy nie byłeś w mojej sytuacji, więc nie wiesz jak to jest!
- No więc co proponujesz? - zapytałem
- Myślę, że to chyba jednak nie jest dobra chwila, żebyśmy byli razem... - powiedziała, ze łzami w oczach
- No, ale przecież tak dobrze wszystko się układało i w ogóle... - zacząłem
- Przepraszam... zrozum mnie - powiedziała - chce sobie to wszystko od nowa poukładać, wrócić do BA, poza tym kończą się wakacje...
- Jasne! Jak chcesz! Jutro rano wracamy? - zapytałem
- Tak... chodź do hotelu - powiedziała
Przez całą drogę do hotelu się do siebie nie odzywaliśmy, niezręczną ciszę przerwała Violetta.
- Leon nie gniewaj się na mnie! Może kiedyś spróbujemy, ale zrozum mnie to nie jest dla mnie takie proste!
- Jasne! Ja Cię całkowicie rozumiem, tylko Ty najwyraźniej nie rozumiesz mnie! Jakbyśmy byli razem poradzili byśmy sobie z tym wszystkim!
- Nie będę Cię w to wszystko wciągała! - powiedziała
- Okey! - powiedziałem ironicznie i dalej szliśmy w niezręcznej ciszy. Kiedy doszliśmy do hotelu, zaczęliśmy się po woli zbierać. Potem umyliśmy się i żadne z nas nawet nie miało zamiaru się odezwać.
***Następny dzień***
*Violetta*
Nie zaprzeczę temu, że coś czuje do Leona. Zakochałam się nim, ale na pewno nie będę wciągać osoby na której mi zależy w takie bagno. Przecież on może mieć później niezłe kłopoty przeze mnie! Wstałam o 6 rano, umyłam się, ubrałam i zrobiłam dwie jajecznice. Spojrzałam na zegarek i była 6:40, postanowiłam obudzić tego śpiocha ( czyt. Leon xD ), bo się spóźnimy na samolot. Poza tym muszę zrobić coś dla rozluźnienia atmosfery, która od wczorajszego wieczoru panuje między nami. Podeszłam do łóżka, usiadłam na krawędzi i odkryłam kołdrę. Niestety, nie było tam Leona tylko jakiś wielki pluszowy misiek. Wzięłam go w ręce i zaczęłam się zastanawiać gdzie wcięło Leona. Wstałam, nerwowo rzuciłam miśkiem o podłogę i poszłam po telefon. Każdy pokój hotelowy ma swój telefon. Wykręciłam znany na pamięć numer chłopaka i ciągle nic tylko poczta głosowa. Teraz to już na serio się wkurzyłam, no bo niedługo mamy samolot, a jego nie ma. Podeszłam do blatu kuchennego, a na nim znalazłam kartkę od... Leona. Nie martw się niedługo wrócę. Zdążę na samolot. Mam ważna sprawę do załatwienia. Leon.
Cholera! Jeśli Leon ma ważna sprawę do załatwienia w Madrycie to na pewno chodzi o Pablo! Żeby tylko nic mu się nie stało. Co chwila nerwowo chodziłam od okna do okna, i wyglądałam czy oby nie idzie. Ale nic. Ani widu, ani słuchu. Gdy upłynęło kolejne 15 minut, zadzwonił telefon hotelowy. To co usłyszałam w słuchawce było ponad moje siły...
****************************************************
Hejka! Sorki że nie nie było rozdziału wcześniej, ale sami wiecie... nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Szczególnie w drugiej gimnazjum :(... Ale poza tym nie było wcześniej 14 komentarzy... dobra nie ważne... przejdźmy do rzeczy... kogo Violetta usłyszała w słuchawce? Tego dowiecie się w następnym rozdziale... Teraz powinien pojawić się One Shot cz. 3, o ile będzie hmmm...
15 komentarzy = rozdział 22
To chyba na tyle... :D
Pozdrawiam :*
niedziela, 7 września 2014
Rozdział 20
- Tu niedaleko jest ten hotel w którym mieszkasz... wiem, bo często tu jeździli ze mną.
- Okey. A dasz radę iść? - zapytałem
- Tak. Muszę. - odpowiedziała
- Wskakuj na plecy - powiedziałem i lekko ukucnąłem, a dziewczyna bez żadnego sprzeciwu wskoczyła mi na plecy. Po 15 minutach drogi byliśmy już przy hotelu. Wyjąłem klucz z kieszeni moich spodni i weszliśmy do pokoju. Violetta bezwładnie opadła na łóżko.
- Wiesz, mimo wszystko jestem strasznie szczęśliwa, że już jestem z Tobą. Czuję się bezpieczna. - powiedziała z bladym uśmiechem na twarzy. Ja tylko usiadłem koło niej i mocno ją do siebie przytuliłem
- To jak pójdziesz się umyć i pójdziemy coś zjeść? - zapytałem
- No pewnie! - ucieszyła się. Po paru minutach wyszła z łazienki. Potem ja się umyłem i wolnym krokiem poszliśmy do restauracji. Zamówiliśmy wielką pizzę.
- Powiesz mi teraz co on Ci zrobił?? - zapytalem
- Jak widzisz mój policzek i czoło trochę posiniaczone i zranione, to chyba możesz się domyślić... - powiedziała, a ja nie chcąc ciągnąć dalej tego tematu, zjadłem kolejny kawałek pizzy. Gdy już się najedliśmy zapłaciliśmy z wszystko i wróciliśmy z powrotem do hotelu.
- Wiesz Leon... byłam taka słaba, bo nie jadłam przez parę dni nic -powiedziałam
- Dobrze, ale nie musimy już o tym mówić...- powiedziałem wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi - już teraz jesteś bezpieczna.
- Masz może telefon? - zapytała
- Tak, a co?
- Fran wie, że ja pojechałam z Pablo...
- Tak. Wie... - odpowiedziałem
- To zadzwoń do niej i powiedz, że jestem już z Tobą. - uśmiechnęła się do mnie
- A może sama chcesz do niej zadzwonić? - zapytałem
- Niee... Ty zadzwoń
- Okey. Jak chcesz... - powiedziałem i tak też drobiłem. Zadzwoniłem do Francesci i powiedziałem jej jak i gdzie znalazłem Violettę. Strasznie się ucieszyła.
- Leon mam już dość tego miasta. Kiedy wracamy do BA? - zapytała
- Niedługo. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Co?
- A nie ważne!
- Leon jeśli chodzi o sprawy z Pablo, Diego itd. to nie rób nic. Błagam Cię! - powiedziała błagalnym głosem
- Nie potrafię Cię okłamywać! Tak, to chodzi o sprawy z Pablo, Diego itd. Ale Violu, chce mu pokazać kto tu rządzi i żeby już nigdy więcej Cię nie skrzywdził. - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Leon! Proszę Cię! Jeśli zależy Ci na mnie tak jak mówisz to nie rób nic, okey?
- No dobrze, ale tylko dlatego że to Ty mnie o to prosisz. Inaczej by już nie miał nosa! - powiedziałem
- Dziękuję - powiedziała i się do mnie przytuliła. Gdy odkleiliśmy się od siebie szatynka miała niesamowicie smutną minę.
- Ej Violu, co się dzieje? - zapytałem zmartwiony
- Nie nic... nie ważne... - powiedziała
- No powiedz... - prosiłem ją
- Ale nie przejmuj się... trochę się boję, że mnie tu znajdzie... - powiedziała cicho
- Pablo?
- Tak
- Nie martw się! Teraz jesteś ze mną i nic Ci nie grozi! Jasne?
- A jeśli... - zaczęła
- Nie ma "jeśli..." nic Ci nie grozi jak jesteś ze mna, rozumiesz? Nie pozwolę Cię już nigdy więcej skrzywdzić! - powiedziałem patrząc szatynce w oczy. Ta tylko się zarumieniła.
- A teraz połóż się i śpij spokojnie! Będę cały czas przy Tobie! - powiedziałem wstając z łóżka
- Fajnie wiedzieć, że komuś na Tobie zależy. - powiedziała i położyła się. Nawet nie wiem kiedy zasnęła. Z racji tego że było tylko jedno łóżko położyłem się obok dziewczyny i zsnąłem. Obudziłem się o 2 w nocy. Violetta strasznie niespokojnie spała. Postanowiłem ją obudzić.
- Violu, Violu obudź się - powiedziałem delikatnie ruszając za ramię dziewczynę, która gwałotownie otworzyła oczy.
- Co się dzieje? - zapytałem
- Nie wiem przyśnił mi się Pablo, że znów mnie gdzieś zabrał i... - mówiła odruchowo łapiąc się za głowę.
- Spokojnie! - powiedziałem przytulając ją do siebie - chcesz może napić się ze mną gorącego kakao?
- Mogę się napić! - powiedziała siadając na brzegu łóżka. Wstałem i poszedłem do kuchni zrobić kakao. Po chwili przyniosłem 2 kubki korącej cieczy.Siedzieliśmy przy włączonej lampce.
- Może idziemy na balkon? - zapytałem
- Okey - odpowiedziała i wyszliśmy. Usiedliśmy na krzesłach i pijąc gorący napój patrzyliśmy na gwiazdy. Gdy zrobiło się chłopdniej wróciliśmy z powrotem do łóżka i zasnęliśmy niczym małe dzieci. Reszta nocy minęła spokojnie.
***Następny dzień***
Obudziłem się rano i zobaczyłem, że Violetty już nie ma. Wstałem i poszedłem do kuchni gdzie zobaczyłem dziewczynę robiącą śniadanie.
- Mmm a co to? - zapytałem wchodząc do kuchni i opierając się o blat.
- Naleśniki! Twoje ulubione! - powiedziała z pięknym uśmiechem na twarzy
- Rozpieszczasz mnie! - puściłem jej oczko - A właśnie jak tam Twoja noga?
- Lepiej!
- Ale i tak powinnaś iść do lekarza. I z nogą i sama. - powiedziałem - po śniadaniu na nowo opatrzę Ci nogę i rany na twarzy... okey?
- Leon. Coraz bardziej czuję, że Cię wykorzystuje... - powiedziała
- Może trochę... nie no żartuje! Nie wykorzystujesz mnie. Ja sam chce - uśmiechnąłem się
- Ale to że pójdę do lekarza możesz sobie wybić z głowy - powiedziała
- Co? Nie ma mowy! Muszę być pewien że wszystko z Tobą dobrze! - powiedziałem stanowczo
- Nie Leon!
- Tak Violu! Wrócimy do BA i od razu idziemy do lekarza! - powiedziałem
- Ale Leon co ja mu powiem?!! Że co? Że mnie porwali i przetrzymywali bez jedzenia i w ogóle?! Jak Ty to sobie wyobrażasz?!
- Nie wiem! Ale idziemy i koniec! -powiedziałem
Resztę czasu spędziliśmy na spożywaniu posiłku.
- Okey! Teraz chodź, zmienimy opatrunki! - powiedziałem, łapiąc dziewczynę za rękę
- Ale... poczekaj! Muszę posprzątać! -mówiła wyrywając się
- Później posprzątam! A teraz chodź! - byłem silniejszy więc wygrałem i posadziłem drobną szatynkę na łóżku. Ta tylko zła usiadła. Delikatnie zdjąłem stary opatrunek z nogi dziewczyny i położyłem obok nowego, następnie rozwinąłem nowy i delikatnie a zarazem jak prawdziwy zawodowy lekarz zawinąłem nogę Violetty. Ta tylko uważnie obserwowała każdy mój ruch. Gdy skończyłem poszedłem po resztę plastrów i usiadłem na łóżku obok dziewczyny. Zdjąłem stare plastry z jej czoła i policzka, po czym przemyłem wodą utlenioną.
- Ssss, szczypie - wysyczała
- Jeszcze chwila - powiedziałem
Potem tylko wziąłem do ręki nowy plaster i przykleiłem na rany.
- I już... - powiedziałem. Potem poszliśmy do kuchni i razem posprzątaliśmy po śniadaniu. Oczywiście nie obyło się bez żartów i śmiechów. Nawet ja to przyznam że sprzątanie z Violettą jest fajne! Nim się obejrzeliśmy okazało się że jest już godzina 16.
- Ale ten czas szybko zleciał, co? - zapytałem
- Noo... - odpowiedziała
- Idziemy do tej restauracji co wczoraj coś zjeść? - zapytałem
- Możemy - odpowiedziała, po czym ogarnęliśmy się i wyszliśmy. Gdy zamówiliśmy już jedzenie, niespodziewanie w drzwiach restauracji zauważyłem...
**********************************************
Hej hej! Kogo zauważył Leon? To dopiero w następnym rozdziale xd. Założyłam zakładkę "pytania do nas" możecie w niej zadawać nam pytania. Chciałam jeszcze w tej notce poinformować Was, że nie będziemy odpowiadać na pytania w komentarzach pod rozdziałami. Nie chcemy żeby ktoś pomyślał sobie, że piszemy same sobie komentarze xd. Zapraszam do zakładki "zapytaj bohatera" i "zaproś do siebie".To chyba na tyle... tak więc...
14 komentarzy = rozdział 21 w czwartek albo w piątek, prosiłabym jeszcze jakbyście mogli, to aby komenatrze były od różnych osób xd. Kocham Was <3
Do napisania ;)
Ps. Przepraszam za błedy, ale nie chce mi się ich już poprawiać xd.
- Okey. A dasz radę iść? - zapytałem
- Tak. Muszę. - odpowiedziała
- Wskakuj na plecy - powiedziałem i lekko ukucnąłem, a dziewczyna bez żadnego sprzeciwu wskoczyła mi na plecy. Po 15 minutach drogi byliśmy już przy hotelu. Wyjąłem klucz z kieszeni moich spodni i weszliśmy do pokoju. Violetta bezwładnie opadła na łóżko.
- Wiesz, mimo wszystko jestem strasznie szczęśliwa, że już jestem z Tobą. Czuję się bezpieczna. - powiedziała z bladym uśmiechem na twarzy. Ja tylko usiadłem koło niej i mocno ją do siebie przytuliłem
- To jak pójdziesz się umyć i pójdziemy coś zjeść? - zapytałem
- No pewnie! - ucieszyła się. Po paru minutach wyszła z łazienki. Potem ja się umyłem i wolnym krokiem poszliśmy do restauracji. Zamówiliśmy wielką pizzę.
- Powiesz mi teraz co on Ci zrobił?? - zapytalem
- Jak widzisz mój policzek i czoło trochę posiniaczone i zranione, to chyba możesz się domyślić... - powiedziała, a ja nie chcąc ciągnąć dalej tego tematu, zjadłem kolejny kawałek pizzy. Gdy już się najedliśmy zapłaciliśmy z wszystko i wróciliśmy z powrotem do hotelu.
- Wiesz Leon... byłam taka słaba, bo nie jadłam przez parę dni nic -powiedziałam
- Dobrze, ale nie musimy już o tym mówić...- powiedziałem wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi - już teraz jesteś bezpieczna.
- Masz może telefon? - zapytała
- Tak, a co?
- Fran wie, że ja pojechałam z Pablo...
- Tak. Wie... - odpowiedziałem
- To zadzwoń do niej i powiedz, że jestem już z Tobą. - uśmiechnęła się do mnie
- A może sama chcesz do niej zadzwonić? - zapytałem
- Niee... Ty zadzwoń
- Okey. Jak chcesz... - powiedziałem i tak też drobiłem. Zadzwoniłem do Francesci i powiedziałem jej jak i gdzie znalazłem Violettę. Strasznie się ucieszyła.
- Leon mam już dość tego miasta. Kiedy wracamy do BA? - zapytała
- Niedługo. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Co?
- A nie ważne!
- Leon jeśli chodzi o sprawy z Pablo, Diego itd. to nie rób nic. Błagam Cię! - powiedziała błagalnym głosem
- Nie potrafię Cię okłamywać! Tak, to chodzi o sprawy z Pablo, Diego itd. Ale Violu, chce mu pokazać kto tu rządzi i żeby już nigdy więcej Cię nie skrzywdził. - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Leon! Proszę Cię! Jeśli zależy Ci na mnie tak jak mówisz to nie rób nic, okey?
- No dobrze, ale tylko dlatego że to Ty mnie o to prosisz. Inaczej by już nie miał nosa! - powiedziałem
- Dziękuję - powiedziała i się do mnie przytuliła. Gdy odkleiliśmy się od siebie szatynka miała niesamowicie smutną minę.
- Ej Violu, co się dzieje? - zapytałem zmartwiony
- Nie nic... nie ważne... - powiedziała
- No powiedz... - prosiłem ją
- Ale nie przejmuj się... trochę się boję, że mnie tu znajdzie... - powiedziała cicho
- Pablo?
- Tak
- Nie martw się! Teraz jesteś ze mną i nic Ci nie grozi! Jasne?
- A jeśli... - zaczęła
- Nie ma "jeśli..." nic Ci nie grozi jak jesteś ze mna, rozumiesz? Nie pozwolę Cię już nigdy więcej skrzywdzić! - powiedziałem patrząc szatynce w oczy. Ta tylko się zarumieniła.
- A teraz połóż się i śpij spokojnie! Będę cały czas przy Tobie! - powiedziałem wstając z łóżka
- Fajnie wiedzieć, że komuś na Tobie zależy. - powiedziała i położyła się. Nawet nie wiem kiedy zasnęła. Z racji tego że było tylko jedno łóżko położyłem się obok dziewczyny i zsnąłem. Obudziłem się o 2 w nocy. Violetta strasznie niespokojnie spała. Postanowiłem ją obudzić.
- Violu, Violu obudź się - powiedziałem delikatnie ruszając za ramię dziewczynę, która gwałotownie otworzyła oczy.
- Co się dzieje? - zapytałem
- Nie wiem przyśnił mi się Pablo, że znów mnie gdzieś zabrał i... - mówiła odruchowo łapiąc się za głowę.
- Spokojnie! - powiedziałem przytulając ją do siebie - chcesz może napić się ze mną gorącego kakao?
- Mogę się napić! - powiedziała siadając na brzegu łóżka. Wstałem i poszedłem do kuchni zrobić kakao. Po chwili przyniosłem 2 kubki korącej cieczy.Siedzieliśmy przy włączonej lampce.
- Może idziemy na balkon? - zapytałem
- Okey - odpowiedziała i wyszliśmy. Usiedliśmy na krzesłach i pijąc gorący napój patrzyliśmy na gwiazdy. Gdy zrobiło się chłopdniej wróciliśmy z powrotem do łóżka i zasnęliśmy niczym małe dzieci. Reszta nocy minęła spokojnie.
***Następny dzień***
Obudziłem się rano i zobaczyłem, że Violetty już nie ma. Wstałem i poszedłem do kuchni gdzie zobaczyłem dziewczynę robiącą śniadanie.
- Mmm a co to? - zapytałem wchodząc do kuchni i opierając się o blat.
- Naleśniki! Twoje ulubione! - powiedziała z pięknym uśmiechem na twarzy
- Rozpieszczasz mnie! - puściłem jej oczko - A właśnie jak tam Twoja noga?
- Lepiej!
- Ale i tak powinnaś iść do lekarza. I z nogą i sama. - powiedziałem - po śniadaniu na nowo opatrzę Ci nogę i rany na twarzy... okey?
- Leon. Coraz bardziej czuję, że Cię wykorzystuje... - powiedziała
- Może trochę... nie no żartuje! Nie wykorzystujesz mnie. Ja sam chce - uśmiechnąłem się
- Ale to że pójdę do lekarza możesz sobie wybić z głowy - powiedziała
- Co? Nie ma mowy! Muszę być pewien że wszystko z Tobą dobrze! - powiedziałem stanowczo
- Nie Leon!
- Tak Violu! Wrócimy do BA i od razu idziemy do lekarza! - powiedziałem
- Ale Leon co ja mu powiem?!! Że co? Że mnie porwali i przetrzymywali bez jedzenia i w ogóle?! Jak Ty to sobie wyobrażasz?!
- Nie wiem! Ale idziemy i koniec! -powiedziałem
Resztę czasu spędziliśmy na spożywaniu posiłku.
- Okey! Teraz chodź, zmienimy opatrunki! - powiedziałem, łapiąc dziewczynę za rękę
- Ale... poczekaj! Muszę posprzątać! -mówiła wyrywając się
- Później posprzątam! A teraz chodź! - byłem silniejszy więc wygrałem i posadziłem drobną szatynkę na łóżku. Ta tylko zła usiadła. Delikatnie zdjąłem stary opatrunek z nogi dziewczyny i położyłem obok nowego, następnie rozwinąłem nowy i delikatnie a zarazem jak prawdziwy zawodowy lekarz zawinąłem nogę Violetty. Ta tylko uważnie obserwowała każdy mój ruch. Gdy skończyłem poszedłem po resztę plastrów i usiadłem na łóżku obok dziewczyny. Zdjąłem stare plastry z jej czoła i policzka, po czym przemyłem wodą utlenioną.
- Ssss, szczypie - wysyczała
- Jeszcze chwila - powiedziałem
Potem tylko wziąłem do ręki nowy plaster i przykleiłem na rany.
- I już... - powiedziałem. Potem poszliśmy do kuchni i razem posprzątaliśmy po śniadaniu. Oczywiście nie obyło się bez żartów i śmiechów. Nawet ja to przyznam że sprzątanie z Violettą jest fajne! Nim się obejrzeliśmy okazało się że jest już godzina 16.
- Ale ten czas szybko zleciał, co? - zapytałem
- Noo... - odpowiedziała
- Idziemy do tej restauracji co wczoraj coś zjeść? - zapytałem
- Możemy - odpowiedziała, po czym ogarnęliśmy się i wyszliśmy. Gdy zamówiliśmy już jedzenie, niespodziewanie w drzwiach restauracji zauważyłem...
**********************************************
Hej hej! Kogo zauważył Leon? To dopiero w następnym rozdziale xd. Założyłam zakładkę "pytania do nas" możecie w niej zadawać nam pytania. Chciałam jeszcze w tej notce poinformować Was, że nie będziemy odpowiadać na pytania w komentarzach pod rozdziałami. Nie chcemy żeby ktoś pomyślał sobie, że piszemy same sobie komentarze xd. Zapraszam do zakładki "zapytaj bohatera" i "zaproś do siebie".To chyba na tyle... tak więc...
14 komentarzy = rozdział 21 w czwartek albo w piątek, prosiłabym jeszcze jakbyście mogli, to aby komenatrze były od różnych osób xd. Kocham Was <3
Do napisania ;)
Ps. Przepraszam za błedy, ale nie chce mi się ich już poprawiać xd.
sobota, 6 września 2014
Rozdział 19
*Leon*
Gdy zadała to pytanie przyznam, totalnie mnie zamurowało.
- Yyyy..., znaczy... No w sumie... co mi szkodzi. Możemy spróbować - powiedziałem, po czym dziewczyna momentalnie się do mnie przytuliła.
- Nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa! Od paru lat na to czekałam i w końcu się udało - powiedziała szczęśliwa.
- Takkk... no... to idziemy się może przejść na spacer? - zaproponowałem
- Jasne! - odpowiedziała i wyszliśmy z domu, trzymając się za ręce.
*Francesca*
Jestem niesamowicie zdziwiona zachowaniem Leona!
- Dlaczego napisał żebyśmy przyszli do niego bo wpadł na genialny pomysł jak pomóc Violetcie?! Chciał abyśmy zobaczyli jak całuje się z jakąś dziewczyną?? - powiedziałam do Ludmiły
- Nie wiem Fran! Ale przecież on tak strasznie przejął się tym, że Violetta wyjechała z Pablo! - odpowiedziała Ludmiła
- To dlaczego całował się tą blondi?!! Myślałam, że on czuł coś do Violetty, ale najwyraźniej się pomyliłam! To wszystko było tylko na pokaz! Debli jeden! Taki opiekuńczy i troskliwy... tylko z pozoru! - wykrzyczałam
- Fran a może to tylko jakieś nieporozumienie??
- I Ty go jeszcze bronisz?!! - zapytałam wściekła
- No nie...! Ale...
- Ludmiła! Nie ma żadnego 'ale'! Viola się tak dla niego poświęciła i pojechała tylko dlatego aby on był bezpieczny! Z czego poświęciła swoje życie, a on... co?!!
- No może i racja! A wiesz... skoro on taki jest to może Federico, Marco i Maxi też tacy są?? Przecież to przyjaciele! - powiedziała
- Nie wiem...
*Leon*
Po tym jak wyszlysmy z domu Leona idziemy tak bezcelowo przed siebie. Gdy postanowilysmy usiąść na najbliższej ławce zobaczyłam Leona i tą dziewczynę idących sobie spokojnie i trzymających się za ręce. Wtedy nerwy mi puściły i bez słowa wytłumaczenia poszłam do niego.
- Nie Fran! Czekaj! Uspokoj się! - krzyczała Ludmiła, ale na nic. Podbiegłam do Leona.
- Ty debilu! Ona tu swoje życie poświęciła dla Ciebie a Ty... yghh... - pokazałam na uśmiechnięta blondynke.
- Fran! Violetta wyjechała i jest teraz z Pablo, a ja też jestem szczęśliwy jak widzisz - powiedział
- Czy Ty coś piłeś?!! Gadasz w ogóle jak nie Ty! Co Ci się stało? Gdzie się podział dawny troskliwy Leon?? Ona jest z Pablo?!! Tobie chyba na rozum padło ona tam może ostatnie cierpienia przechodzi dla Ciebie a Ty...! Matko jak to można być tak zaslepionym? A Ty - zwróciłam się do dziewczyny - Ty mu pewnie coś podałaś żeby było po Twojemu, co?!
- Odwal się od nas! Nie widzisz? Jesteśmy razem i nic nas już nie interesuje! - powiedziała
- Właśnie widzę! Jeśli wroci Ci rozum Leon to zadzwoń! - powiedziałam wkurzona, po czym odeszli. Zdenerwowana razem z Ludmiła poszłam do domu.
*Leon*
Okey, może Fran ma trochę racji, ale to byla Violetty decyzja czy pojechała. Mogła powiedzieć mi o tym wcześniej i jakoś by to wyszło inaczej. A teraz jestem z Stephie i jest mi z nią dobrze. Wracamy właśnie do domu.
- Nie wiem jak Ty kochanie, ale ja mam niesamowitą ochotę napić się jeszcze tego dzisiejszego wina... co o tym myślisz? - zapytała podczas powrotnej drogi do domu
- Może też bym się napił... - powiedziałem obejmując blondynke ramieniem
- A masz w domu jeszcze butelkę? - zapytała
- Coś powinno być - uśmiechnąłem się
Resztę drogi przeżyliśmy w ciszy. Doszliśmy do domu i skierowałem się w stronę barku gdzie znajdowało się wino. Nalałem do kieliszków i oglądając telewizję piliśmy. Nim się obejrzeliśmy okazało się że wypilismy cała druga butelkę. Potem jeszcze jedną aż byliśmy całkowicie pijani.
- Przenocuj dzisiaj u mnie kotku - powiedziałem pijany wstając z kanapy
- Jak sobie życzysz. Daj mi tylko jakas koszule zebym mogla w niej spac.- odpowiedziała calujac mnie w usta.
- Okey - odpowiedziałem i chwiejac się poszedłem do szafki i wyciągnąłem moja koszule. Stephie poszła na górę do łazienki i po 10 minutach przyszła ubrana w nią. Wyglądała pięknie z za długa moja koszula.
- To gdzie ja będę spać? - zapytała
- No jak to gdzie? Ze mną! - odpowiedziałem
- Nie gniewaj się Leon, ale wydaje mi się że to jeszcze za wcześnie... - powiedziała
- Jasne. Sorki - powiedziałem - to u moich rodziców
- Okey - powiedziała i poszła do wcześniej wskazanego przeze mnie pokoju. Ja natomiast poszedłem do siebie rozebralem się, polozylem na łóżku i odpynalem do krainy Morfeusza.
***Następny dzień***
Wstałem wcześniej ze strasznym bólem głowy. Usiadłem na łóżku i odruchowo złapałem się za głowę. Wstałem, aby zejść na dół po tabletke przeciwbólowa. Już z góry słyszałem jak Stephie z kimś rozmawia. Podeszłem do barierki i słuchałem jej rozmowę.
- Tak Diego! Wszystko pod kontrolą. Leon na razie niczego się nie domyśla i jest tak jak wcześniej planowaliśmy. Okey. To na razie.
Co?!! Co tu się dzieje?! O co w tym wszystkim chodzi?! - zadawalem sobie pytania. Postanowiłem nic jej nie mówić i udawać że o niczym nie wiem. I dalej jak gdyby nigdy nic schodziłem na dół trzymając się za głowę.
- Oooo Leośśś długo już tu stoisz? - zapytała wyraźnie zdenerwowana
- Nie. Dopiero co wyszedłem z pokoju, a Ty kończyłaś z kimś rozmawiać. Kto to byl? - zapytałem
- Aaa taka moja przyjaciółka... chce się spotkać i iść na zakupy... wiesz, babskie sprawy - skitowała
- Mmmm... jasne. Strasznie boli mnie łeb idę coś wziąć. - powiedziałem zgodnie z prawdą i skierowałem się fo kuchni. Wziąłem tabletke i zrobiłem śniadanie. Dwie jajecznice. Zjedlismy je.
- Leoś ja idę spotkać się z ta kolezanka. Wrócę wieczorem - powiedziała dając mi buziaka i biorąc torebkę. Gdy wyszła szybko sięgnąłem po telefon i wykrecilem numer do Francesci.
/Rozmowa Leona i Francesci/
L: Hej Fran! Czy moglibyśmy się spotkać i pogadać? Oczywiście weź też Ludmiłe...
F: A co rozum Ci wrócił?
L: Tak. Fran bez żartów! To poważna sprawa
F: Dobra. Gdzie i kiedy?
L: Przyjdźcie do mnie. Może być nawet zaraz.
F: Tylko mam nadzieję że tym razem nie wołasz nas żebyśmy zobaczyli jak calujesz się z dziewczyna co?
L: Co? Ja przecież Was nie wolałem...
F: Pogadamy jak do Ciebie przyjdziemy. Ok?
L: Ok. Do zobaczenia
F: Za 10 minut będziemy. Pa
/Koniec rozmowy/
Tak jak obiecały przyszły za równe 10 minut.
- Cześć!- powiedziałem
- Hej!- odpowiedziały oschle
- Prezpraszam Was za to co obaczyłyście wtedy, ale to naprawdę byłoinaczej jak sobie to wyobrażacie - tłumaczyłem się
- I co? Wołałeś nas tylko po to żeby się głupio tłumaczyć? - zapytała Ludmiła
- Nie..., ale to tomówię to prawda, serio! Słuchajcie, zapomnijmy o tym. Wypiłem trochę wina i mogło to wglądać trochę głupio.
- Leon ale nie mów nam że... Ty i Stephie... po tym alkoholu i w ogóle... - powiedziała zdenerwowan Ludmiła
- Co? Ale... Aaa nie... no co Wy?! - -wkurzłem się - Dobra dziewczyny do rzeczy tak naprawdę wołałem Was po to aby powiedzieć Wam pewną bardzo istotną rzecz związaną z Violettą.
- Jeśli o nią chodzi to MÓW! - popędzała mnie Fran
- Rano schodiłem po tabletkę na ból głowy, bo chyba nieźle wczoraj wieczorem wypiłem - zacząłęm - i gdy byłem już przy barierce już na górze usłyszałem, że Stephie z kimś rozmawia. Postanowiłem zostać w tym miejscu i podsłuchać jej rozmowę. I usłuszałem coś takiego jakby rozmawiała Diego, bo mówiła coś takiego: Tak Diego wszystko idzie zgodnie z planem. Leon nie domyśla się na razie niczego! Gdy zszedłem na dół postanowiłem niczego jej nie mówić i zobaczyć co będzie robić.
- A Leon a gdzie ona teraz jest? - zaptała zdenerowowana Farncesca
- Powiedziała że gadała z koleżanką idzie się teraz z nią spotkać!
- A może oni są tutaj!I poszła się spotkać z nimi! - powiedziała Fran
- Fran, mówmy o rzeczach realnych!
- W sumie co frakt to fakt! - powiedziała Ludmiła
- To co robimy?! - zapytała Francesca
- Zbieram się! Jadę do Madrytu! - powiedziałem
- Leon, ale... to jest szaleństwo!- powiedziała Fran
- A masz lepszy pomysł?! - zapytałem wyciągając torbę na ubania z górnej półki szafy
- Jeśli się dowiedzą, że jesteś w Madrycie, będziesz miał kłopoty i Violetta również! Wymyślimy coś innego!
- Poza tym to jest jak szukanie igły w stogu siana. Nie znajdziesz jej w tak durzym mieście! Ona może byś wszędzie!
- Może i tak, ale nie mam innego wyjścia!
- Ale to co robisz jest szaleństwem! Fran ma rację, jeśli złapią Ciebie co wtedy? - powiedziała Ludmiła
- Przynjmniej będę miał oko na Violettę! - powiedziałem pakując rzeczy do torby - chce się spakować jeszcze przed powrotem Stephie!
- Daj kiedykolwiek coś sobie przetłumaczyć i posłuchaj się nas! - krzyknęła Ludmiła
- Szanuje Was dziewczyny, ale tym razem niestety zrobię to co uważam za słuszne!
- I jak zwykle wyjdzie na złe! Tak jak ze Stephie! Pamiętasz jak się spotkaliśmy i w ogóle nas nie chciałeś słuchać? A potem i tak wyszło, że Stephie tylko tobą manipulowała!
- Może macie i rację! Ale tym razem pokażę Diego, Pablo i Stephie kto tu rządzi! - powiedziałem stanowczo. Francesca tylko walnęła się z otwartej dłoni w czoło i załamana położyła głowę na ramieniu przyjaciółki.
- Mam tego dosyć! Rób jak uważasz! - powiedziała Francesca i skierowała się w stonę drzwi.
- Będziemy w kontakcie dziewczyny! A i jeśli byście mogły powiedzicie moim rozdzicom jak wrócą okey?
- Okey! -powiedziała Francesca. Wziąłem ostatnie rzeczy i wyszedłem, zamykając drzwi na klucz. Zamówiłem taksówkę i pojechałem prosto na lotnisko. Po drodze kilka razy próbowałem dodzwonić się do Violetty, ale na nic. Pewnie zabrał jej telefon! Dojechaliśmy na lotnisko, pośpiesznie zapłaciłe taksówkarzowi odpowiednią kwot i pobiegłem z torbami w ręku do kasy. Kupiłem bilet i szybkim krokiem poszedłem do samolotu. Zostawiłem walizki w odpowiednim miejscu, a sam podszedłem do ochroniarza, który skanował mój bilet. Następnie zająłęm wyznaczone miejsce i za chwilę ruszyliśmy. Całą drogę siedziałem rozmyślając jak zaczne poszukiwania. Jak to wszystko będzie się odbywać i w ogóle. Po chwili zanąłęm z słuchawkami w uszach. Kiedy się obudziłem okazało się, że już lądujemy. Szybko poderwałem się, otrząsnąłem i wyjąłem słuchawki z uszu. Po chwili byliśmy już na miejscu. Wyszedłem z samolotu, odebrałem torbę i skierowałem się do miejsca, gdzie można było sprawdzić numer taksówki. Wbiłem w telefon numer i zadzwoniłem. Po 5 minutach przyjechał. Wsiadłem do samochodu, i wyciągnąłem mapę. Zobaczyłem gdzie jestem i poprosiłem, aby taksówkarz zawiózł mnie do najbliższego hotelu. Zapłaciłem mu odpowiednią kwotę i wyszedłem z auta kierując się w stronę drzwi hotelowych. Tam zamówiłem pokój i wziąłem klucz. Wszedłem na drugie piętro do pokoju numer 123. Był naprawdę piękny. Z wielkim łóżkiem, łazienką, kuchnią. Ale nie to było najważniejsze. Musiałem skupić się teraz na tym jak zacząć poszukiwania Violetty. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Francesci.
/Rozmowa Leona i Francesci/
F: Halo? - odebrała po trzech sygnałach
L: No hej! Jestem już w hotelu. Fran musisz mi pomóc! - powiedziałem
F: Ale w czym? - zapytała zdziwiona
L: Kompletnie nie wiem jak się zabrać do tego wszystkiego! - powiedziałem
F: Mówiłam... Jest nas troje plus jakbyśmy poprosili chłopaków, by nam pomogli. I wymyślilibyśmy jakiś inny bardziej sensowny plan, a nie takie szaleństwo jakie zrobiłeś Ty!
L: Fran nie czas teraz na takie kazania! Co mam robić?!
F: Teraz to ja nie wiem! Radź sobie sam skoro jesteś taki mądry!
L: Okey. Jak taka z Ciebie przyjaciółka to dobra! Paa - i już chciałem się rozłączyć
F: Dobra Leon! Sorry, ale jestem zdenerwowana tym wszystkim
L: Spoko. I jak masz jakiś plan?
F: Słuchaj to nie takie proste! Umówię się z Ludmiłą i w razie co z chłopakami to razem wymyślimy co robić dalej, okey?
L: Ok. Tylko pospieszcie się! Nie mamy nawet chwili do stracenia!
F: Dobra spoko. Postaram się! Uważaj na siebie! Paa
L: Ok. Paa
/Koniec rozmowy/
Załamany usiadłem na łóżku, oparłem łokcie o kalana a głowę położyłem na dłoniach. I co dalej? No nic trzeba czekać na pomysł od Fran. Postanowiłem przejść się trochę po mieście. Rozejrzeć się może coś sensownego wpadnie mi do głowy. Wyszedłem z hotelu. Po paru minutach drogi usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z moich jeansowych spodni i z uśmiechem na ustach spojrzałem na wyświetlacz. Myślałem że to Fran i już chciałem odbierać, ale na wyświetlaczu zobaczyłem jakiś inny numer. Wolno przeciągnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem sprzęt do ucha.
- Halo? odebrałem niepewnie
- Leon? T ja Violetta! -mówiła strasznie słabym głosem, tak że jeśli by się nie przedstawiła nie poznałbym, że to zdzwoni akurat ona
- Violetta?!! - zamurowało mnie - Co się dzieje?! Gdzie jesteś?!
- Nie wiem... Leon ja dzwonię z jakiegoś telefonu, który znalazłam, bo swój zabrał mi Pablo... - mówiła dalej słabo
- Violu powiedz mi gdzie Ty jesteś! Ja dzisiaj przyjechałem do Madrytu, żeby Ciebie odnaleźć.
- Nie wiem. Jestem teraz chyba w jakiejś starej czarnej ciężarówce i...
- Violetta skup się! Proszę Cię! Potrafisz opisać te miejsce gdzie jesteś?
- Nie... Leon ja nie mam siły! Proszę Cię, pomóż mi! - rozpłakała się
- Spokojnie! Violu, proszę Cię! Powiedz mi choć drobny szczegół jaki pamiętasz...
- Wiem chyba tylko tyle... że stoimy zaraz obok hotelu (...)
- Przecież ja dzisiaj tam wynająłem pokój! Spokojnie! Zaraz tam będę!
Rozłączyłem się. Ile tylko sił miałem w nogach pobiegłem do hotelu! Obszedłem hotel dookoła i zobaczyłem starą czarną ciężarówkę. Ucieszyłem się i pobiegłem by ją otworzyć. Zobaczyłem w środku Violettę. Gdy chciałem szybko do niej wejść poczułem niesamowity ból z tylu głowy. Potem tylko ciemność... Obudziłem się w jakieś starej szopie na podłodze. Złapałem się odruchowo za tył głowy i wstałem z zimnej podłogi. Podszedłem do drzwi i zacząłem ruszać klamką. W końcu ktoś ją otworzył i 'wrzucił' do mnie Violettę, krzycząc "Masz towarzystwo"! Dziewczyna była tak słaba, że nie miała siły wydusić z siebie nawet najmniejszego słowa. Podbiegłem do leżącej na ziemi kruchej szatynki, usiadłem przy niej i położyłem jej głowę na swoich kolanach i łapiąc za rękę próbowałem ją otrząsnąć. Kiedy lekko otworzyła oczy, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Leon..., nie mam siły... - zdołała tylko tyle z siebie wydusić
- Violu, jakbyś tylko postarała się troszeczkę mieć siły... to ja mam pewien plan jak się stąd uwolnić...
- Dobrze... pomóż mi wstać. - podałem ręce szatynce i złapałem przez pół. Podszedłem z nią do łóżka na którym ją posadziłem.
- Teraz zrobimy tak... tutaj jest lina.- powiedziałem i wyciągnąłem linę spod łóżka - pewnie nie zauważyli jak nas tu wsadzili. Przywiążemy ją do tego słupa i zjedziemy na dół, przez okno. Dasz radę?
- Nie wiem Leon... idź sam! Ja nie dam rady - mówiła płacząc
- O nie Violu... usiądź mi na plecach i trzymaj się mocno.
- Ale... co Ty robisz? - zdziwiła się
- Trzymaj się mocno! - powiedziałem
- To szaleństwo! - powiedziała cicho
- Już wiele razy to słyszałem! Ufasz mi?
- No... oczywiście że tak - powiedziała i zrobiła to o co prosiłem. Trzymając się liny zjechaliśmy na dół.
- I jak? Udało się! - ucieszyłem się i podniosłem szatynkę. Tylko teraz gdzie my jesteśmy?
****************************************
Ta dam! I o to dziewiętnastka! Podoba Wam się?! Leon znalazł Vilu! :D! Mogę tylko powiedzieć że ich szczęście nie potrwa długo... ale będzie dobrze xD. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3! OS cz. 3 powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. A rozdział 20 jeśli będzie odpowiednia ilość komentarzy to może... jutro, pojutrze... To zależy od Was :)! Tak więc...
13 komentarzy = rozdział 20
Do napisania :*
Gdy zadała to pytanie przyznam, totalnie mnie zamurowało.
- Yyyy..., znaczy... No w sumie... co mi szkodzi. Możemy spróbować - powiedziałem, po czym dziewczyna momentalnie się do mnie przytuliła.
- Nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa! Od paru lat na to czekałam i w końcu się udało - powiedziała szczęśliwa.
- Takkk... no... to idziemy się może przejść na spacer? - zaproponowałem
- Jasne! - odpowiedziała i wyszliśmy z domu, trzymając się za ręce.
*Francesca*
Jestem niesamowicie zdziwiona zachowaniem Leona!
- Dlaczego napisał żebyśmy przyszli do niego bo wpadł na genialny pomysł jak pomóc Violetcie?! Chciał abyśmy zobaczyli jak całuje się z jakąś dziewczyną?? - powiedziałam do Ludmiły
- Nie wiem Fran! Ale przecież on tak strasznie przejął się tym, że Violetta wyjechała z Pablo! - odpowiedziała Ludmiła
- To dlaczego całował się tą blondi?!! Myślałam, że on czuł coś do Violetty, ale najwyraźniej się pomyliłam! To wszystko było tylko na pokaz! Debli jeden! Taki opiekuńczy i troskliwy... tylko z pozoru! - wykrzyczałam
- Fran a może to tylko jakieś nieporozumienie??
- I Ty go jeszcze bronisz?!! - zapytałam wściekła
- No nie...! Ale...
- Ludmiła! Nie ma żadnego 'ale'! Viola się tak dla niego poświęciła i pojechała tylko dlatego aby on był bezpieczny! Z czego poświęciła swoje życie, a on... co?!!
- No może i racja! A wiesz... skoro on taki jest to może Federico, Marco i Maxi też tacy są?? Przecież to przyjaciele! - powiedziała
- Nie wiem...
*Leon*
Po tym jak wyszlysmy z domu Leona idziemy tak bezcelowo przed siebie. Gdy postanowilysmy usiąść na najbliższej ławce zobaczyłam Leona i tą dziewczynę idących sobie spokojnie i trzymających się za ręce. Wtedy nerwy mi puściły i bez słowa wytłumaczenia poszłam do niego.
- Nie Fran! Czekaj! Uspokoj się! - krzyczała Ludmiła, ale na nic. Podbiegłam do Leona.
- Ty debilu! Ona tu swoje życie poświęciła dla Ciebie a Ty... yghh... - pokazałam na uśmiechnięta blondynke.
- Fran! Violetta wyjechała i jest teraz z Pablo, a ja też jestem szczęśliwy jak widzisz - powiedział
- Czy Ty coś piłeś?!! Gadasz w ogóle jak nie Ty! Co Ci się stało? Gdzie się podział dawny troskliwy Leon?? Ona jest z Pablo?!! Tobie chyba na rozum padło ona tam może ostatnie cierpienia przechodzi dla Ciebie a Ty...! Matko jak to można być tak zaslepionym? A Ty - zwróciłam się do dziewczyny - Ty mu pewnie coś podałaś żeby było po Twojemu, co?!
- Odwal się od nas! Nie widzisz? Jesteśmy razem i nic nas już nie interesuje! - powiedziała
- Właśnie widzę! Jeśli wroci Ci rozum Leon to zadzwoń! - powiedziałam wkurzona, po czym odeszli. Zdenerwowana razem z Ludmiła poszłam do domu.
*Leon*
Okey, może Fran ma trochę racji, ale to byla Violetty decyzja czy pojechała. Mogła powiedzieć mi o tym wcześniej i jakoś by to wyszło inaczej. A teraz jestem z Stephie i jest mi z nią dobrze. Wracamy właśnie do domu.
- Nie wiem jak Ty kochanie, ale ja mam niesamowitą ochotę napić się jeszcze tego dzisiejszego wina... co o tym myślisz? - zapytała podczas powrotnej drogi do domu
- Może też bym się napił... - powiedziałem obejmując blondynke ramieniem
- A masz w domu jeszcze butelkę? - zapytała
- Coś powinno być - uśmiechnąłem się
Resztę drogi przeżyliśmy w ciszy. Doszliśmy do domu i skierowałem się w stronę barku gdzie znajdowało się wino. Nalałem do kieliszków i oglądając telewizję piliśmy. Nim się obejrzeliśmy okazało się że wypilismy cała druga butelkę. Potem jeszcze jedną aż byliśmy całkowicie pijani.
- Przenocuj dzisiaj u mnie kotku - powiedziałem pijany wstając z kanapy
- Jak sobie życzysz. Daj mi tylko jakas koszule zebym mogla w niej spac.- odpowiedziała calujac mnie w usta.
- Okey - odpowiedziałem i chwiejac się poszedłem do szafki i wyciągnąłem moja koszule. Stephie poszła na górę do łazienki i po 10 minutach przyszła ubrana w nią. Wyglądała pięknie z za długa moja koszula.
- To gdzie ja będę spać? - zapytała
- No jak to gdzie? Ze mną! - odpowiedziałem
- Nie gniewaj się Leon, ale wydaje mi się że to jeszcze za wcześnie... - powiedziała
- Jasne. Sorki - powiedziałem - to u moich rodziców
- Okey - powiedziała i poszła do wcześniej wskazanego przeze mnie pokoju. Ja natomiast poszedłem do siebie rozebralem się, polozylem na łóżku i odpynalem do krainy Morfeusza.
***Następny dzień***
Wstałem wcześniej ze strasznym bólem głowy. Usiadłem na łóżku i odruchowo złapałem się za głowę. Wstałem, aby zejść na dół po tabletke przeciwbólowa. Już z góry słyszałem jak Stephie z kimś rozmawia. Podeszłem do barierki i słuchałem jej rozmowę.
- Tak Diego! Wszystko pod kontrolą. Leon na razie niczego się nie domyśla i jest tak jak wcześniej planowaliśmy. Okey. To na razie.
Co?!! Co tu się dzieje?! O co w tym wszystkim chodzi?! - zadawalem sobie pytania. Postanowiłem nic jej nie mówić i udawać że o niczym nie wiem. I dalej jak gdyby nigdy nic schodziłem na dół trzymając się za głowę.
- Oooo Leośśś długo już tu stoisz? - zapytała wyraźnie zdenerwowana
- Nie. Dopiero co wyszedłem z pokoju, a Ty kończyłaś z kimś rozmawiać. Kto to byl? - zapytałem
- Aaa taka moja przyjaciółka... chce się spotkać i iść na zakupy... wiesz, babskie sprawy - skitowała
- Mmmm... jasne. Strasznie boli mnie łeb idę coś wziąć. - powiedziałem zgodnie z prawdą i skierowałem się fo kuchni. Wziąłem tabletke i zrobiłem śniadanie. Dwie jajecznice. Zjedlismy je.
- Leoś ja idę spotkać się z ta kolezanka. Wrócę wieczorem - powiedziała dając mi buziaka i biorąc torebkę. Gdy wyszła szybko sięgnąłem po telefon i wykrecilem numer do Francesci.
/Rozmowa Leona i Francesci/
L: Hej Fran! Czy moglibyśmy się spotkać i pogadać? Oczywiście weź też Ludmiłe...
F: A co rozum Ci wrócił?
L: Tak. Fran bez żartów! To poważna sprawa
F: Dobra. Gdzie i kiedy?
L: Przyjdźcie do mnie. Może być nawet zaraz.
F: Tylko mam nadzieję że tym razem nie wołasz nas żebyśmy zobaczyli jak calujesz się z dziewczyna co?
L: Co? Ja przecież Was nie wolałem...
F: Pogadamy jak do Ciebie przyjdziemy. Ok?
L: Ok. Do zobaczenia
F: Za 10 minut będziemy. Pa
/Koniec rozmowy/
Tak jak obiecały przyszły za równe 10 minut.
- Cześć!- powiedziałem
- Hej!- odpowiedziały oschle
- Prezpraszam Was za to co obaczyłyście wtedy, ale to naprawdę byłoinaczej jak sobie to wyobrażacie - tłumaczyłem się
- I co? Wołałeś nas tylko po to żeby się głupio tłumaczyć? - zapytała Ludmiła
- Nie..., ale to tomówię to prawda, serio! Słuchajcie, zapomnijmy o tym. Wypiłem trochę wina i mogło to wglądać trochę głupio.
- Leon ale nie mów nam że... Ty i Stephie... po tym alkoholu i w ogóle... - powiedziała zdenerwowan Ludmiła
- Co? Ale... Aaa nie... no co Wy?! - -wkurzłem się - Dobra dziewczyny do rzeczy tak naprawdę wołałem Was po to aby powiedzieć Wam pewną bardzo istotną rzecz związaną z Violettą.
- Jeśli o nią chodzi to MÓW! - popędzała mnie Fran
- Rano schodiłem po tabletkę na ból głowy, bo chyba nieźle wczoraj wieczorem wypiłem - zacząłęm - i gdy byłem już przy barierce już na górze usłyszałem, że Stephie z kimś rozmawia. Postanowiłem zostać w tym miejscu i podsłuchać jej rozmowę. I usłuszałem coś takiego jakby rozmawiała Diego, bo mówiła coś takiego: Tak Diego wszystko idzie zgodnie z planem. Leon nie domyśla się na razie niczego! Gdy zszedłem na dół postanowiłem niczego jej nie mówić i zobaczyć co będzie robić.
- A Leon a gdzie ona teraz jest? - zaptała zdenerowowana Farncesca
- Powiedziała że gadała z koleżanką idzie się teraz z nią spotkać!
- A może oni są tutaj!I poszła się spotkać z nimi! - powiedziała Fran
- Fran, mówmy o rzeczach realnych!
- W sumie co frakt to fakt! - powiedziała Ludmiła
- To co robimy?! - zapytała Francesca
- Zbieram się! Jadę do Madrytu! - powiedziałem
- Leon, ale... to jest szaleństwo!- powiedziała Fran
- A masz lepszy pomysł?! - zapytałem wyciągając torbę na ubania z górnej półki szafy
- Jeśli się dowiedzą, że jesteś w Madrycie, będziesz miał kłopoty i Violetta również! Wymyślimy coś innego!
- Poza tym to jest jak szukanie igły w stogu siana. Nie znajdziesz jej w tak durzym mieście! Ona może byś wszędzie!
- Może i tak, ale nie mam innego wyjścia!
- Ale to co robisz jest szaleństwem! Fran ma rację, jeśli złapią Ciebie co wtedy? - powiedziała Ludmiła
- Przynjmniej będę miał oko na Violettę! - powiedziałem pakując rzeczy do torby - chce się spakować jeszcze przed powrotem Stephie!
- Daj kiedykolwiek coś sobie przetłumaczyć i posłuchaj się nas! - krzyknęła Ludmiła
- Szanuje Was dziewczyny, ale tym razem niestety zrobię to co uważam za słuszne!
- I jak zwykle wyjdzie na złe! Tak jak ze Stephie! Pamiętasz jak się spotkaliśmy i w ogóle nas nie chciałeś słuchać? A potem i tak wyszło, że Stephie tylko tobą manipulowała!
- Może macie i rację! Ale tym razem pokażę Diego, Pablo i Stephie kto tu rządzi! - powiedziałem stanowczo. Francesca tylko walnęła się z otwartej dłoni w czoło i załamana położyła głowę na ramieniu przyjaciółki.
- Mam tego dosyć! Rób jak uważasz! - powiedziała Francesca i skierowała się w stonę drzwi.
- Będziemy w kontakcie dziewczyny! A i jeśli byście mogły powiedzicie moim rozdzicom jak wrócą okey?
- Okey! -powiedziała Francesca. Wziąłem ostatnie rzeczy i wyszedłem, zamykając drzwi na klucz. Zamówiłem taksówkę i pojechałem prosto na lotnisko. Po drodze kilka razy próbowałem dodzwonić się do Violetty, ale na nic. Pewnie zabrał jej telefon! Dojechaliśmy na lotnisko, pośpiesznie zapłaciłe taksówkarzowi odpowiednią kwot i pobiegłem z torbami w ręku do kasy. Kupiłem bilet i szybkim krokiem poszedłem do samolotu. Zostawiłem walizki w odpowiednim miejscu, a sam podszedłem do ochroniarza, który skanował mój bilet. Następnie zająłęm wyznaczone miejsce i za chwilę ruszyliśmy. Całą drogę siedziałem rozmyślając jak zaczne poszukiwania. Jak to wszystko będzie się odbywać i w ogóle. Po chwili zanąłęm z słuchawkami w uszach. Kiedy się obudziłem okazało się, że już lądujemy. Szybko poderwałem się, otrząsnąłem i wyjąłem słuchawki z uszu. Po chwili byliśmy już na miejscu. Wyszedłem z samolotu, odebrałem torbę i skierowałem się do miejsca, gdzie można było sprawdzić numer taksówki. Wbiłem w telefon numer i zadzwoniłem. Po 5 minutach przyjechał. Wsiadłem do samochodu, i wyciągnąłem mapę. Zobaczyłem gdzie jestem i poprosiłem, aby taksówkarz zawiózł mnie do najbliższego hotelu. Zapłaciłem mu odpowiednią kwotę i wyszedłem z auta kierując się w stronę drzwi hotelowych. Tam zamówiłem pokój i wziąłem klucz. Wszedłem na drugie piętro do pokoju numer 123. Był naprawdę piękny. Z wielkim łóżkiem, łazienką, kuchnią. Ale nie to było najważniejsze. Musiałem skupić się teraz na tym jak zacząć poszukiwania Violetty. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Francesci.
/Rozmowa Leona i Francesci/
F: Halo? - odebrała po trzech sygnałach
L: No hej! Jestem już w hotelu. Fran musisz mi pomóc! - powiedziałem
F: Ale w czym? - zapytała zdziwiona
L: Kompletnie nie wiem jak się zabrać do tego wszystkiego! - powiedziałem
F: Mówiłam... Jest nas troje plus jakbyśmy poprosili chłopaków, by nam pomogli. I wymyślilibyśmy jakiś inny bardziej sensowny plan, a nie takie szaleństwo jakie zrobiłeś Ty!
L: Fran nie czas teraz na takie kazania! Co mam robić?!
F: Teraz to ja nie wiem! Radź sobie sam skoro jesteś taki mądry!
L: Okey. Jak taka z Ciebie przyjaciółka to dobra! Paa - i już chciałem się rozłączyć
F: Dobra Leon! Sorry, ale jestem zdenerwowana tym wszystkim
L: Spoko. I jak masz jakiś plan?
F: Słuchaj to nie takie proste! Umówię się z Ludmiłą i w razie co z chłopakami to razem wymyślimy co robić dalej, okey?
L: Ok. Tylko pospieszcie się! Nie mamy nawet chwili do stracenia!
F: Dobra spoko. Postaram się! Uważaj na siebie! Paa
L: Ok. Paa
/Koniec rozmowy/
Załamany usiadłem na łóżku, oparłem łokcie o kalana a głowę położyłem na dłoniach. I co dalej? No nic trzeba czekać na pomysł od Fran. Postanowiłem przejść się trochę po mieście. Rozejrzeć się może coś sensownego wpadnie mi do głowy. Wyszedłem z hotelu. Po paru minutach drogi usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z moich jeansowych spodni i z uśmiechem na ustach spojrzałem na wyświetlacz. Myślałem że to Fran i już chciałem odbierać, ale na wyświetlaczu zobaczyłem jakiś inny numer. Wolno przeciągnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem sprzęt do ucha.
- Halo? odebrałem niepewnie
- Leon? T ja Violetta! -mówiła strasznie słabym głosem, tak że jeśli by się nie przedstawiła nie poznałbym, że to zdzwoni akurat ona
- Violetta?!! - zamurowało mnie - Co się dzieje?! Gdzie jesteś?!
- Nie wiem... Leon ja dzwonię z jakiegoś telefonu, który znalazłam, bo swój zabrał mi Pablo... - mówiła dalej słabo
- Violu powiedz mi gdzie Ty jesteś! Ja dzisiaj przyjechałem do Madrytu, żeby Ciebie odnaleźć.
- Nie wiem. Jestem teraz chyba w jakiejś starej czarnej ciężarówce i...
- Violetta skup się! Proszę Cię! Potrafisz opisać te miejsce gdzie jesteś?
- Nie... Leon ja nie mam siły! Proszę Cię, pomóż mi! - rozpłakała się
- Spokojnie! Violu, proszę Cię! Powiedz mi choć drobny szczegół jaki pamiętasz...
- Wiem chyba tylko tyle... że stoimy zaraz obok hotelu (...)
- Przecież ja dzisiaj tam wynająłem pokój! Spokojnie! Zaraz tam będę!
Rozłączyłem się. Ile tylko sił miałem w nogach pobiegłem do hotelu! Obszedłem hotel dookoła i zobaczyłem starą czarną ciężarówkę. Ucieszyłem się i pobiegłem by ją otworzyć. Zobaczyłem w środku Violettę. Gdy chciałem szybko do niej wejść poczułem niesamowity ból z tylu głowy. Potem tylko ciemność... Obudziłem się w jakieś starej szopie na podłodze. Złapałem się odruchowo za tył głowy i wstałem z zimnej podłogi. Podszedłem do drzwi i zacząłem ruszać klamką. W końcu ktoś ją otworzył i 'wrzucił' do mnie Violettę, krzycząc "Masz towarzystwo"! Dziewczyna była tak słaba, że nie miała siły wydusić z siebie nawet najmniejszego słowa. Podbiegłem do leżącej na ziemi kruchej szatynki, usiadłem przy niej i położyłem jej głowę na swoich kolanach i łapiąc za rękę próbowałem ją otrząsnąć. Kiedy lekko otworzyła oczy, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Leon..., nie mam siły... - zdołała tylko tyle z siebie wydusić
- Violu, jakbyś tylko postarała się troszeczkę mieć siły... to ja mam pewien plan jak się stąd uwolnić...
- Dobrze... pomóż mi wstać. - podałem ręce szatynce i złapałem przez pół. Podszedłem z nią do łóżka na którym ją posadziłem.
- Teraz zrobimy tak... tutaj jest lina.- powiedziałem i wyciągnąłem linę spod łóżka - pewnie nie zauważyli jak nas tu wsadzili. Przywiążemy ją do tego słupa i zjedziemy na dół, przez okno. Dasz radę?
- Nie wiem Leon... idź sam! Ja nie dam rady - mówiła płacząc
- O nie Violu... usiądź mi na plecach i trzymaj się mocno.
- Ale... co Ty robisz? - zdziwiła się
- Trzymaj się mocno! - powiedziałem
- To szaleństwo! - powiedziała cicho
- Już wiele razy to słyszałem! Ufasz mi?
- No... oczywiście że tak - powiedziała i zrobiła to o co prosiłem. Trzymając się liny zjechaliśmy na dół.
- I jak? Udało się! - ucieszyłem się i podniosłem szatynkę. Tylko teraz gdzie my jesteśmy?
****************************************
Ta dam! I o to dziewiętnastka! Podoba Wam się?! Leon znalazł Vilu! :D! Mogę tylko powiedzieć że ich szczęście nie potrwa długo... ale będzie dobrze xD. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3! OS cz. 3 powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. A rozdział 20 jeśli będzie odpowiednia ilość komentarzy to może... jutro, pojutrze... To zależy od Was :)! Tak więc...
13 komentarzy = rozdział 20
Do napisania :*
czwartek, 4 września 2014
Rozdział 18
PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
- Tak naprawdę wyjeżdżam ponieważ... Pablo mnie szantażował! - wreszcie wydusiłam- Co?! Ale jak to Cię szantażował?! - zadziwił się
- Powiedział że jeżeli z nim nie wyjadę i do niego nie wrócę zrobi coś i mi i Tobie. Z szczególnym uwzględnieniem Ciebie - powiedziałam płacząc
- No nie! Zabije gnoja! - powiedział i już chciał iść w jego stronę
- Nie Leon! Uspokój się! - krzyknęłam zatrzymując go - Spokojnie! Udawaj że o niczym nie wiesz, a ja zrobię tak jak chce żeby dał nam spokój!
- Co?! Chcesz z nim pojechać po tym jak Cię szantażował?!
- Tak. Leon, nie możesz nic zrobić bo jeśli wykonamy jakikolwiek ruch przeciwko niemu to on zrobi coś i mi i Tobie.
- Ty chyba zwariowałaś!! - krzyknął - Nie ma prawa tego zrobić! Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś?!
- Bo wiedziałam że tak zareagujesz! Uspokój się i robimy wszystko jak on chce.
- Ty zwariowałaś! - powiedział
- Może i tak, ale za bardzo mi na Tobie zależy żebym ryzykowała Twoje życie! - powiedziałam - zrób to dla mnie i nie rób nic, dobrze? Ja teraz z nim polece i oboje będziemy bezpieczni!
- Ale Violu... nie chcesz ryzykować mojego życia, a co z Twoim?! - powiedział a oczy momentalnie mu nie zaszkiły
- Nie wiem. A i te pocałunki jakie przeżyliśmy były najcudowniejszymi w moim życiu - powiedziałam całując jego policzek - żegnaj!
*Leon*
Nie no ja nie mogę na to pozwolić! Ona zwariowała że z nim leci! Szybko pobiegłem do Francesci i Ludmiły.
- Dziewczyny! Pomóżcie! Nie wiem co robić!
- Leon! Spokojnie! Co się dzieje?! - zapytała zdezorientowana Ludmiła
- Violetta została szantażowana przez Pablo, że jeżeli z nim nie poleci i znów do niego nie wróci on zrobi coś mi i jej! Co mam zrobić żeby jej jakoś pomoc!
- Co?! Ale... nie wiem Leon! A ona co na to? - zapytała Francesca
- Mowi że zrobi tak jak on chce i poleci z nim a oboje będziemy bezpieczni! Przecież on może jej coś zrobić! - krzyczałem
- Leon! Spokojnie! Nie wiem co robić! Ludmiła, jakieś propozycje? - zapytała Fran
- Niech Leon jedzie z nią! - krzyknęła Ludmiła
- Co ale jak? Przecież nie mam kasy na bilet. Poza tym teraz mi nie sprzedają!
- Nie to chyba nie jest najlepszy pomysł! Poza tym skapnęli by się że Leon tam jest. - powiedziała Fran
- Masz rację! Co ja w ogóle mówię! - powiedziała Ludmiła
- Leon, na razie miej z nią kontakt telefoniczny! Czy nic jej nie jest itp, a ja i Ludmiła zastanowimy się co dalej, okey? - powiedziała Fran
- Jasneee... - odpowiedziałem bezsilny
- Ej nie załamuj się! Wszystko będzie dobrze! - powiedziała Ludmiła biorąc mnie za ramię
- Czy Wy nie rozumiecie, że jej może się coś stać??!! - powiedziałem
- Na razie póki są w samolocie nic jej się nie stanie, a później znajdziemy jakieś rozwiązanie. Spokojnie! Idź do domu i spróbuj się z nią skontaktować! - powiedziała Francesca
Nic nie odpowiedziałem tylko skierowałem się w stronę mojego motoru. I pojechałem do domu. Na miejscu byłem po upływie 23 minut. Gdy wszedłem do domu zdjąłem kurtkę i buty i poszedłem do kuchni. Na blacie kuchennym znalazłem list od rodziców.
Leon!
Razem z mamą wyjechaliśmy na parę dni do Twoich dziadków na wieś aby pomóc im w gospodarstwie. Są już starsi więc nie dają już sobie z tym wszystkim rady. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Wracamy za 5 dni.
Tata :)
Zgniotłem kartkę i rzuciłem nerwowo na podłogę. Poszedłem do salonu i rzuciłem się bezwładnie na kanapę. Wyjąłem telefon i przekręciłem numer Violetty. Nie odebrała, więc próbowałem jeszcze raz. Odebrała.
/Rozmowa Leona i Violetty/
- Halo? - odebrała cicho
- Hej! To ja Leon! - powiedziałem
- Tak. Wiem. Po co dzwonisz? - mówiła dalej cicho
- Violu, powiedz mi tylko jedną rzecz. Czy nic Ci nie jest i czy jesteś bezpieczna?
- Tak. Leon... - nie dokończyła, bo przerwał jej męski głos. Później usłyszałem tylko pikanie w słuchawce.
- Halo Violetta! Jesteś?? Halo?? - i nic. Poderwałem się gwałtownie z kanapy i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju, trzymając w ręku telefon. "Co ja mam teraz zrobić?!!" - zadręczałem się. Dzwoniłem do Violetty kolejne 50 razy i dalej bez skutku. Teraz przydałby mi się tylko płacz. Zaraz! Przecież gdzieś powinienem mieć numer Diego. Grzebałem w telefonie i w końcu znalazłem. Bez zastanowienia nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po paru sygnałach odebrał.
/Rozmowa Diego i Leona/
- Diego?
- Taa - odpowiedział nieprzyjemnie. Zresztą jak to on.
- Co zrobiliście z Violettą?!! - krzyknąłem
- A to Ty Leoś... Oj nie martw się o swoją dziewczynę... jest całkowicie bezpieczna - odpowiedział obojętnie
- Co jej zrobiliście?! Gdzie ona jest!
- Ty się o nią nie martw. Jest w dobrych rękach. Pa - powiedział i się rozłączył. Rzuciłem nerwowo telefon na kanapę i usiadłem obok. W tej samej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. "Kogo tam znowu niesie??!!" - powiedziałem nerwowo. Niechętnie poszedłem otworzyć drzwi. A w nich ujrzałem... Stephie?? A co ona tu robi?? Jeszcze tylko jej tu brakowało!
- Hej! Leośśś... - znów przedłużyła te "ś". Ugh...
- Cześć - powiedziałem obojętnie, a ta tylko dziwnie się na mnie popatrzyła... - no co? Coś się stało, że przyszłaś?
- Nie tylko wiem od moich rodziców, że Twoja przyjaciółka... jak jej tam..., a no tak... Violetta, wyjechała - powiedziała i się dziwnie uśmiechnęła.
- No tak tyle że nie rozumiem co masz do tego? - zapytałem zdziwiony
- A Twoi rodzice wyjechali na wieś... - powiedziała zbliżając się do mnie
- No i co z tego?? - zapytałem odsuwając się, aż wpadłem na ścianę
- To pomyślałam że wpadnę do Ciebie i sobie trochę pogawędzimy... - dokończyła kładąc swoje obje dłonie na mojej klacie i zbliżając się do mnie... Pech akurat chciał, żeby wtedy przyszły do mnie Francesca i Ludmiła, a drzwi były nadal otwarte.
- A-a-a-a-a-a - zaniemówiła Ludmiła
- Taa... a myślałyśmy, że Tobie naprawdę zależy na Violetcie i na tym co się z nią teraz dzieje. Ale widzę, że już znalazłeś sobie pocieszenie. Chodź Ludmiła idziemy. - powiedziała Fran biorąc przyjaciółkę za rękę
- Niee... dziewczyny zaczekajcie! To nie tak jak myślicie. Ja... - powiedziałem
- Daj se siana Leon - powiedziała Ludmiła
- Ale... - zacząłem
- Nie zrozumiałeś Ludmiły. Daj nam już spokój! - krzyknęła Fran
Poszedłem z powrotem do domu gdzie nadal stała ta barbie z tym swoim uśmieszkiem.
- Ajjj... Leośśś... przepraszam to moja wina - powiedziała
- Nie ważne, chcesz się ze mną napić może wina? - zapytałem
*Stephie*
- Jasne! - odpowiedziałam - To ja usiądę na kanapie i na Ciebie poczekam
- Okey - odpowiedział
"No i pierwsze koty za płoty!" - uśmiechnęłam się do siebie. Teraz te dwie powiedzą wszystko tej 'niewinnej' Violetce, a ta nie będzie chciała już go znać! A jeszcze teraz... gdy Leon przyniesie te wino..., trzeba będzie włączyć kolejną część planu w życie.
- Jestem! - powiedział trzymając w jednej ręce butelkę wina, a w drugiej dwa kieliszki. Nalał w nie cieczy i jeden dał mi. Położyłam nogę na nogę i lekko podwinęłam moją sukienkę. Oparłam się prawą ręką o poduszkę na sofie, a w drugiej trzymałam kieliszek z winem. Leon usiadł koło mnie. Przybliżyłam się do niego, a dla tego że był załamany dzisiejszym dnie postanowiłam zadziałać. kiedy wypiliśmy już po dwa kieliszki cieczy łokciem mojej prawej ręki oparłam o poduszkę a dłonią delikatnie przyjeżdżałam po włosach szatyna. Ten tylko patrzył się na mnie i kiedy chciał się odsunąć opamiętał się i dalej parzyliśmy się sobie prosto w oczy. W pewnym momencie postanowiłam wykorzystać sytuację i zbliżyłam się do niego tak, że najpierw stykaliśmy się nosami a później... pocałowaliśmy się. Nie zaprzeczał pocałunkowi, a wręcz przeciwnie... pogłębiał je. Odstawiłam kieliszki na ławę i bez większego zastanowienia usiadłam na nim okrakiem, po czym złapałam go dłońmi za policzki i znów pocałowałam. Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, aż zabrakło nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie i wtedy Leon złapał mnie za biodra.
- A może zatańczymy? - zapytał
- Pewnie - powiedziałam, po czym chłopak wziął do ręki jakiś pilot i włączył spokojną muzykę. Potem wziął mnie za biodra, a ja ręce oplotłam na jego szyi. Tańczyliśmy wolno i w rytm muzyki, całując się przy tym. Gdy skończyliśmy usiedliśmy z powrotem na sofie i wypiliśmy kolejne dwa kieliszki wina.
- Wiesz..., jeszcze z nikim mi się tak dobrze nie całowało - powiedział
- Taak? A z Violettą? - zapytałam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
- A może tak spróbujemy ze sobą być? - zapytałam błagalnym głosem
- ...
*************************************************
Hej! Co powie Leon? Tego dowiecie się w następnym rozdziale :D! Słuchajcie, dzisiaj się nie rozpisuję z notką... także... dziękuję za komentarze pod ostatnim postem :) Kocham Was za to :*! Czekam na Wasze opinie na temat tego rozdziału. Mam nadzieję że się podoba... ;) Pewnie zauważyliście że nie piszemy już na początku rozdziału "*Wpoprzednim rozdziale*"... do pewnego momentu pisałyśmy, ale wydało nam sie to bezsensowne i szkoda było tylko na to czasu więcjuż ie piszemy xD. A chciałam Was jeszcze poinformować..., bo dobrze wiecie, że zaczął się już rok szkolny... niestety :(! Jesteśmy w drugiej klasie gimnazjum, dlatego... no łatwo nie jest! No ale do rzeczy...zmierzam do tego że rozdziały będą pojawiały dwa może trzy razy w tygodniu, więcej nie damy rady. Oczywiście w zależności od tego czy będzie odpowiednia ilość komentarzy. Tak więc... kończę na tym tą notkę...;)
12 komentarzy = rozdział 19
Pozdrawiam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)