środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 15 "Coś ty jej zrobił?!"

Rozdział dedykuję SimoWiczce XD!

 W tej chwili nie wiedziałam co robić! Uciekać? Przecież i tak mnie znajdzie... Poddać się? To mnie zabije... Masakra! Co robić? Ze zwichniętą i cholernie obolałą kostką nigdzie nie dam rady uciec tak szybko. Ale za późno... Zobaczył mnie.
- Oooo... a gdzie moja księżniczka się wybiera? - podszedł do mnie łapiąc i mocno ściskając za nadgarstek. Ból rozniósł się po całej powierzchni ciała. Mężczyzna szarpnął mnie w stronę wejścia do starego budynku w którym, wcześniej się znajdowałam.
- Miałeś ją pilnować! - krzyknął do bruneta, śpiącego na krześle. Chłopak od razu poderwał się i ustał na równe nogi.
- Pilnowałem... - usprawiedliwiał się
- No właśnie widzę! To czemu wyszła przez okno?! - wkurzył się - Teraz wszystkim zajmę się ja, bo żadnej pomocy w Was nie ma! - krzyknął dalej trzymając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę jakichś drzwi. Otworzył je i wepchnął mnie do wnętrza pokoju, sprawdzając przy tym, czy nie dam rady z niego wyjść. Popchnął mnie w taki sposób, że upadłam twarzą na podłogę. Po chwili wyszedł zamykając drzwi na klucz. Spływających po moim policzku łez nie dałam rady zatamować.
*Leon*
Za chwilę wychodzę ze szpitala. Czuję, się już w miarę dobrze. Wyniki również są w porządku, więc siedzę w szpitalu po nic. Teraz wezmę sprawy w swoje ręce. Muszę dowiedzieć się co się dzieje z Violettą. Po wyjściu ze szpitala ruszyłem najpierw w stronę mojego mieszkania. Zostawiłem swoje rzeczy, po czym próbowałem kolejne kilkanaście razy dodzwonić się do Violetty. Na nic. Co ja mam teraz robić?! Nie mam żadnych wskazówek, gdzie może znajdować się dziewczyna. Postanowiłem, przejść się po mieście. Może wtedy jakiś pomysł wpadnie mi do głowy... Ale chodząc tak w kółko rozmyślałem, rozmyślałem i nic. Wróciłem do domu i położyłem się spać... Obudził mnie dźwięk mojej komórki, na wyświetlaczu pojawił się jakiś numer. Miałem nadzieję że to Violetta, dlatego odebrałem. W komórce usłyszałem jakiś cienki głosik, od razu pomyślałem ze to Violetta.
// Rozmowa//
( V - Violetta , N - Nieznajomy , L - Leon )
L: Violetta?! Odezwij się !!!
V: Leon! Pom...!
Nie skończyła słów. W komórce słychać kroki, krzyk i kłótnia. Usłyszałem Violettę: "LEON POM...". Tylko te słowa utkwiły mi w pamięci! Czy ona chciała powiedzieć "Leon pomocy"? Nagle odezwał się głos w komórce:
N: Ooo... Leon ! I co tam słychać, dawno się nie widzieliśmy...!
L: Co ty zrobiłeś Violetcie? Gdzie ona do jasnej cholery jest?! Chodzi Ci o mnie, nie o nią więc zostaw ją w spokoju!
N: Kochanie, masz czas do piątku inaczej stracisz swoją ukochaną na zawsze!
Byłem niesamowicie przestraszony. W słuchawce usłyszałem tylko krzyk Violetty. W pewnym momencie mnie olśniło. Przypomniałem sobie o miejscu w którym mogą być. Znam je jak własną kieszeń.
*Violetta*
John kazał mi zadzwonić do Leona. Musiałam, bo inaczej by mnie zabił. Wyszedł z pomieszczenia, oczywiście nie zapominając o zamknięciu drzwi na klucz. Zaczęłam płakać. Podeszłam do balkonu, który również był zamknięty. Na parapecie stał kwiatek w doniczce nie podlewany chyba wieki. Niechcący przesunęłam doniczkę, a za nią leżał jakiś klucz. Wzięłam go do ręki i próbowałam dopasować go do zamka balkonowego. Niemożliwe! To chyba cud. Udało mi się! Szybko wyszłam na zewnątrz i po woli udało i się wyjść. Czułam się wolna. Ta chwila była cudowna. Na ile szybko pozwalała mi uciec noga, na tyle uciekałam. Pobiegłam do najbliższej budki telefonicznej i zadzwoniłam po taksówkę. Wróciłam do domu. Zebrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i nie zastanawiając się już nad niczym ruszyłam na lotnisko. Wracam na zawsze do Londynu, do mojej mamy!
*Leon*
Jestem już przy wielkiej szopie, gdzie wszystko się odbywało. Zdenerwowany szybko wszedłem do środka.
- Gdzie ona jest?! - krzyknąłem widząc Johna. Od razu jakichś dwóch mężczyzn złapało mnie za ręce uniemożliwiając mi przy tym mój "plan działania".
- Leon?! Jak miło że nas odwiedziłeś - powiedział John
- Gdzie jest Violetta?! - powtórzyłem się próbując wyrwać się z uścisku, mężczyzn. Poszedł w stronę jakiegoś pomieszczenia.
- Gdzie ona jest?! - krzyknął zdenerwowany, a ja wyrwałem się gwałtownie i pobiegłem do niego, aby zobaczyć Violettę. Ale... nie było jej tam.
- Coś ty jej zrobił?! - krzyknąłem, łapiąc go za kołnierz koszuli.
- Odpierdol się! - krzyknął oddychając mnie od siebie
- Gdzie ona jest?! - powtórzył swoje wcześniejsze pytanie, kierując słowa do mężczyzn, stojących za mną. Wybiegłem szybko z budynku, zacząłem się rozglądać, wołać ale na nic. Odpowiadało mi jedynie echo. Zrezygnowany wróciłem do domu. Dzwoniłem do Violetty, ale nawet sygnału nie było. Gdzie ona jest?!
*Violetta*
Jestem w samolocie. Wracam do Londynu, gdzie postanowiłam od początku zacząć swoje życie. Na miejscu byłam po około 5 godzinach. Od razu zamówiłam taksówkę i podałam adres zamieszkania mamy. Po około 15-stu minutach znalazłam się na miejscu. Otworzyłam furtkę i skierowałam się w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Z drzwi wyszła mama.
- Violetta? - zapytała wyraźnie zdziwiona. Nie odpowiedziałam nic, tylko cała oblałam się łzami i szybko rzuciłam się mamie na szyję. Zdziwiona mocno mnie przytuliła.
- Cześć mamo - powiedziałam, po oderwaniu się
- Violu, co się stało? - zapytała, trzymając mnie za ręce - Co Cię do mnie sprowadza?
- Nie mogę tak po prostu odwiedzić mamy? - zapytałam lekko się do niej uśmiechając
- Możesz... ale nigdy tego nie robiłaś za często i jeszcze na dodatek bez zapowiedzi - powiedziała
- Ale teraz wyszło inaczej - odpowiedziałam bez przekonania
- Chodź do domu, ale od rozmowy nie uciekniesz, bo widzę że coś się stało. Co to za zadrapania na czole i szyi? - zapytała patrząc na moje rany
- Nic takiego... zadrapałam się po prostu
- Każdemu możesz! Ale mi oczu nie zamydlisz... chodź do środka - powiedziała, co od razu wykonałam - A możesz mi powiedzieć czemu kulejesz?
- Potknęłam się! Mamo, musisz tyle pytań zadawać?! - zapytałam
- Martwię się o Ciebie! Violetta, powiedz mi prawdę! Co się stało?! O co w tym wszystkim chodzi?! - pytała, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego milczałam
- W porządku, nie chcesz to nie mów, ale przede mną nie ukryjesz tego że coś się stało! - powiedziała - A teraz idź się umyć na górę, a ja zrobię coś do jedzenia...
- Dzięki mamo - odpowiedziałam, po czym szybko wykonałam jej polecenie. W końcu mogłam się odświeżyć. Po umyciu, wróciłam do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki wykonane przez mamę i pyszna kawa. Od razu zabrałam się za konsumowanie tych pyszności.
- Córciu... porozmawiamy? Powiesz mi co się stało? - zapytała
- Mamo proszę cię... nic się nie stało. Wszystko jest okej, naprawdę - powiedziałam, na co tylko głośno westchnęła. Wróciłam do pokoju i położyłam się spać.

***Następny dzień***
Była godzina 9. Obudziła mnie mama z wystraszoną miną.
- Co się stało? - raptownie usiadłam na łóżku, przecierając oczy
- Dzisiaj na kolację przyjdzie moja przyjaciółka z mężem i synem. Chciałabym, żebyś była ze mną podczas gdy oni będą. Dobrze? - poprosiła mnie mama
- No pewnie! - powiedziałam - Pomóc ci w przygotowaniu kolacji?
- Jeśli chcesz, to w porządku - powiedziała mama

Cały dzień zleciał nam na przygotowaniach. Bawiłyśmy się świetnie. Już nigdy nie czułam się tak cudownie. Zapomniałam o Johnie, Alexie i... Leonie. Zbliżała się godzina 18. Poszłam się przygotować. Zrobiłam lekki makijaż i założyłam czarną zwiewną sukienkę, aby wyglądać ładnie.

Zeszłam na dół i dokładnie w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. W drzwiach ujrzałam panią Marię, pana Alejandro i ... Czy ja dobrze widzę?! Ich syn to...

**********************************************
Przepraszam Was kochani, za tak długą przerwę w rozdziałach, ale nie dałam rady wcześniej... Mam nadzieję, że Wam się podoba choć troszkę ;). Co sądzicie o zachowaniu Vilu? Dobrze zrobiła wracając do Londynu, do mamy? A ten syn przyjaciółki jej mamy to kto ^^? Na te pytania sami możecie sobie odpowiedzieć czytając kolejne rozdziały :*.
 
Pozdrawiam i do napisania <3!
Natkaa Jorgistas <3 i Patkaa Jorgistas :D
 
 
 
 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 14 "Kocham tą dziewczynę - BARDZO!"

*Violetta*
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu przywiązana do plastikowego krzesła. Na wszystkie sposoby próbowałam się uwolnić, ale nic nie skutkowało. Nagle do pomieszczenia wszedł John. Bałam się jak cholera! Od razu wszystkie sceny sprzed lat pokazały mi się przed oczami. Chciałabym żeby był teraz koło mnie Leon. Żeby mnie teraz przytulił, pocałował... Chciałabym żeby był teraz ze mną. Ale... o czym ja myślę! Jego nie ma i nie będzie. On ma już swoją ukochaną, z którą jest szczęśliwy. A Alex? Gdzie on jest? Dlaczego mi nie pomógł? Nie martwi się? O co w tym wszystkim chodzi? Zadawałam mnóstwo pytań, ale na żadne nie mogłam znaleźć sensownej odpowiedzi. W tym momencie patrzyłam z uwagą na Johna. Obserwowałam każdy jego najdrobniejszy ruch. Miałam same najgorsze myśli.
- Czego Ty ode mnie chcesz?! - zapytałam, starając zachować w sobie zimną krew
- A Ty dalej nie wiesz? - zapytał
- Wypuść mnie?! O co Ci chodzi? Dlaczego tak bardzo zależy Ci na tym, żeby uprzykrzyć mi życie, co?! - zadawałam kolejne pytania
- Wiesz co, kochanie? Za dużo gadasz! - powiedział, po czym wyjął z szuflady znajdującej się obok mojego łóżka taśmę, którą zakleił mi usta. Zaczęłam się wyrywać, wić, ale wszystko na nic! Złapał mnie za twarz, czym zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- Mi pyskować nie będziesz! - krzyknął i uderzył mnie w policzek. Moja głowa aż się odbiła, a ból przyszedł dopiero po chwili. Od razu chciałam złapać się w bolące miejsce, ale niestety, nie udało mi się to. Po moim policzku poleciały łzy bezsilności.
- No! To ja teraz spadam! A ty masz tu siedzieć cicho! - powiedział i trzaskając drzwiami wyszedł z pokoju. Postanowiłam, że za wszelką cenę, ile tylko starczy mi sił, uwolnię się! Nawet jeśli miałoby to kosztować mnie bardzo dużo.
*Leon*
Nie daruje sobie, gdy stanie jej się jakaś krzywda! To moja wina! Mogłem nie jechać na te głupie zawody. Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie ten głupi wyjazd! Zadręczałem się. Miałem złe przeczucia. Od Francesci odebrałaby telefon, nawet jakby była na mnie wściekła. Albo przynajmniej by oddzwoniła do niej. W mojej głowie były przeróżne myśli... Jak tylko wyjdę ze szpitala, od razu biegnę jej szukać. Muszę ją odnaleźć choćby, nie chciała mnie już znać do końca życia. Kocham tą dziewczynę - BARDZO! Postanowiłem zadzwonić do mojego kumpla, Federico.
/Rozmowa Leon i Federico/
- Halo? - odebrał
- Siema, Fede - powiedziałem
- Siema, stary! Jak tam się czujesz? - zapytał
- Musisz mi pomóc! - powiedziałem
- No to gadaj!
- [...] - odpowiedziałem mu całą historię
- No to masz delikatnie mówiąc, przejebane, stary! - pocieszył mnie - Ale w czym ja mam Ci pomóc?
- Musisz pomóc mi ją odnaleźć - powiedziałem prosto z mostu
- Ale Leon! Jak ja mam Twoim zdaniem to zrobić? - niedowierzał
- Nie wiem. Ale proszę Cię... pomóż mi! Wiesz jak ona jest dla mnie mega ważna! - powiedziałem
- No dobra, dobra! Wyluzuj! Pomogę Ci ją znaleźć! Masz już jakiś plan? - dopytywał
- Dzięki! Wiedziałem, że na kim jak na kim, ale na Tobie to mogę polegać! Jesteś wielki! - powiedziałem
- Wiem, jak ta laska zawróciła Ci w głowie, także, pomogę Ci, w końcu jesteś moim kumplem! Ale teraz gadaj jaki masz plan?! - zapytał
- Najpierw sprawdź hotel (...), powinna być tam zameldowana, jeśli jej tam nie będzie lub czegoś ciekawego się dowiesz to daj mi znać, będę myślał, co dalej! - powiedziałem
- Spoko! Zaraz tam pójdę i do Ciebie zadzwonię!
- Dzięki, stary jeszcze raz!
- Nie ma sprawy. Na razie! - powiedział
/Koniec rozmowy Leona i Federico/
***2 godziny później***
/Rozmowa Leona i Federico/
- Fede? Wiesz coś? - odebrałem telefon
- W sumie to i tak i nie! - powiedział
- No mów! - popędzałem go
- Byłem w tym hotelu co mi mówiłeś i zdziwiła mnie jedna rzecz, bo personel powiedział, że ona jest tam cały czas zameldowana, ale już od jakiegoś czasu nie przychodzi, nie pokazuje się, nie wiedzą co się z nią dzieje... - mówił
- Jak to? A Alex? - zapytałem zdziwiony
- No jego też nie ma - odpowiedział
- Co się do cholery dzieje?! Gdzie jest moja Viola?! - krzyczałem do słuchawki
- Stary uspokój się. Będzie dobrze. Nie myśl o najgorszym - zaczął mnie pocieszać.
- Okej! Dzięki za wszystko - rozłączyłem się
/Koniec rozmowy Leona i Federico/
Nie mogłem otrząsnąć się po tej rozmowie. Gdzie ona jest? Co się do jasnej cholery dzieje? Miałem najgorsze myśli. To nie może być prawda! Jakiś koszmarny sen, z którego nie mogę się wybudzić... Jednak, po wielu próbach szczypania w ramię, wciąż się nie mogłem obudzić. Dlaczego?!

** Violetta**
Nagle usłyszałam głosy kłótni dobiegający zza drzwi. Po chwili te glosy zrobiły mi się znajome. Gdzieś słyszałam już te glosy?! Nie mogę sobie przypomnieć... Już wiem! To głos Alexa i Johna. Alex po mnie przyszedł i teraz się kłóci z moim byłym. Zaczęłam się wsłuchiwać i usłyszałam... Był to Alex... podsłuchałam i on powiedział "trzeba ją zabić"... Co?! Kogo?! To nie ja przecież... Alex nie może tego zrobić! Boje się! Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać...
- Leon zapłaci za to co zrobił, kosztem swojej dziewczyny, tylko trzeba jeszcze poinformować go o tym - powiedział po czym wszyscy zaczęli się szyderczo śmiać. O czym on mówi? Dlaczego Leon ma za coś zapłacić? O co do jasnej cholery w tym wszystkim chodzi? Po chwili usłyszałam dźwięk silnika, co oznaczało, że John chyba gdzieś odjechał. Razem z krzesłem przyczołgałam się do słupa, znajdującego się niedaleko mnie. Odwróciłam się tyłem i zaczęłam trzeć sznur o drewniany słup. Nie skutkowało, ale po kilku minutach mojego starania udało się. Nie mogłam w to uwierzyć! Czułam się jak nowonarodzona, pomijając to że byłam cała poobijana i miałam mnóstwo widocznych ran na skórze. Podbiegłam do drzwi. Oczywiście, były zamknięte! Ale co ja, myślałam, przecież John nie jest głupi... Podeszłam do okna po czym wyjrzałam przez nie. Szybko, ale zarazem cicho je otworzyłam. "Raz kozie śmierć" pomyślałam, widząc jak wysoko się znajduję. Wzięłam sznur, którym byłam przywiązana do krzesła i przywiązałam go do słupa. Po nim delikatnie próbowałam zjechać na dół. Jednak, gdy byłam już prawie na ziemi, potknęłam się o kamień. Przekręciła mi się noga i upadłam bezwładnie na ziemię. Zaczęłam syczeć z bólu, bo przekręciła mi się kostka... chyba zwichnięta. Siedziałam chwilę, na zimnej ziemi, ale zorientowałam się że jeśli chce przeżyć muszę uciekać. Moje 'szczęście' nie trwało zbyt długo, gdyż tylko wstałam samochód Johna wraz z nim, nadjechał...........




****************************************************************
Witam witam! Oto nadchodzę z rozdziałem 14. Trochę długo nic nie dodawałyśmy, ale to tylko i wyłącznie ze względu na brak czasu -,- niestety! Mam nadzieję, że rozumiecie ;). Postaram się żeby następne rozdziały pojawiały się już regularnie xD. A jak Wam się podoba ten ^^? Mam nadzieję, że pare komów będzie... :D. A i tak przy okazji... jeszcze na razie Leonetty nie planujmy xD.
Pozdrawiamy i do napisania
Natkaa Jorgistas <3 i Patkaa Jorgistas :D

sobota, 4 kwietnia 2015

Wesołych Świąt!

Kochani! Z okazji świąt Wielkiej Nocy chciałybyśmy życzyć Wam zdrowych i pogodnych świąt, obfitości na świątecznym stole, smacznego jajka, mokrego dyngusa oraz ciepłych chwil spędzonych w rodzinnym gronie <3.

A oprócz życzeń... to chciałam Was bardzo przeprosić za to, że długo już nie było rozdziału, ale nastąpił mam nadzieję, chwilowy brak weny i czasu. Rozdział mam już prawie skończony, także jutro powinien się pojawić ;). Jeszcze raz Was przepraszam... mam nadzieję że rozumiecie :*.

Wesołych Świąt <3
Pozdrawiamy
Natkaa Jorgistas <3 i Patkaa Jorgistas :D