piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 4

*Leon*
- Violetta, wszystko w porządku?
- Tttak - mówiła drżącym głosem
- Tym razem nie dam robić z siebie żartów. Powiedz co się stało - powiedziałem dość ostrzej, kierując mój wzrok na chłopaka stojącego niedaleko niej.
- Chyba mówi Ci że wszystko gra! Wynoś się stąd! - krzyknął i szedł w moją stronę
- Nie! - krzyknęła Violetta, ale za późno. Chłopak złapał mnie za kołnierz koszuli i próbował wyprowadzić przez balkon. Niestety to nie on 5 lat trenował karate tylko ja, w związku z tym znam parę sztuk walki. Facet był nieźle napakowany, ale to ja siłą wyrzuciłem go za balkon z początku z lekkim utrudnieniem, ponieważ dostałem dwa razy w nos. Leciała mi krew, ale to nie to było teraz ważne tylko to, aby go stąd wywalić. Oczywiście, Violetta próbowała go uspokoić, ale na nic. Na szczęście to mi udało się go stąd wykurzyć. Rzuciłem go na trawnik przez balkon, po czym jak najszybciej go zamknąłem i zasłoniłem zasłony. Spojrzałem na wystraszoną szatynkę, a po chwili podszedłem do niej i ją przytuliłem. Trzęsła się jakby miała gorączkę. Wtuliła się we mnie i staliśmy tak z dobre 5 minut. Nagle się odsunęła.
- Usiądź na kanapie zaraz opatrzę Ci nos. - powiedziała wycierając mokre od łez policzki. Przytaknąłem po czym dziewczyna zniknęła za drzwiami kuchni. Po chwili wróciła z średniej wielkości czerwoną torbą. Usiadła koło mnie na kanapie, po czym zaczęła wyciągać z niej różne rzeczy. Oblała jeden płatek wacika spirytusem salicylowym, po czym delikatnie przykładał do mojego nosa.
- Sssss... szczypie! - mówiłem odsuwając głowę
- Poczekaj chwilę! Zaraz przejdzie - powiedziała. Następnie owinęła coś wyjęte z zamrażarki ręcznikiem kuchennym i przyłożyła do mojego nadal obolałego nosa.
- Potrzymaj tak sobie chwilę... - powiedziała, po czym złapałem jej rękę, która trzymała to zimne coś, lecz po chwili wysunęła ją.
- Po wiesz mi o co chodziło temu typowi? - zapytałem ciekawy odpowiedzi
- Wiedziałam, że w końcu o to zapytasz... - powiedziała, siadając koło mnie na kanapie, podwijając nogi w taki sposób, że kolana dotykały prawie jej brody oraz na koniec biorąc poduszkę i opierając się o nią. Patrzyłem na nią uważnie, wyczekując odpowiedzi.
- Już wiesz że John był moim chłopakiem w Madrycie, prawda? - mówiła ledwo powstrzymując się od płaczu...
- Noo...
- Pewnego razu wyszedł gdzieś z kolegami i nie wracał dwa dni. Martwiłam się, wydzwaniałam do niego ale bez skutku. Kiedy po trzech dniach wrócił, był pijany i pod wyraźnym wpływem narkotyków. Mieszkaliśmy wtedy razem. Kiedy robiłam mu wymówki, prosiłam aby przestał i w ogóle ten zaczął jeszcze więcej. Wtedy wyszłam z domu i poszłam do mojej przyjaciółki na noc. Doradziła mi abym z nim skończyła. I doszłam do wniosku, że miała rację. Wróciłam więc do domu i powiedziałam mu że z nami definitywny koniec. Wkurzył się i powiedział że ostro tego pożałuję. Od tamtej pory śledził mnie. gdy zauważył że moja przyjaciółka wyszła z domu wykorzystał okazję, wkradł się do domu i ..... - nie dokończyła, bo rozpłakała się jak małe dziecko. Usiadłem bliżej niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Ta tylko wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia i dalej płakała. W końcu uspokoiła się lekko i zaczęła dalej.
- Od tamtej pory nie mam zaufania do nikogo. I wtedy jak próbowałeś mnie pocałować cała ta scena pokazała mi się, dlatego się tak odsunęłam i chciałam jak najszybciej wybiec z clubu.
- Ja bym Cię tak nigdy nie skrzywdził - powiedziałem. Po tym wszystkim włączyliśmy telewizję i oglądaliśmy film. Violetta usnęła, a ja nie chcąc jej budzić przykryłem ją kocem i delikatnie i cicho wstałem z kanapy i kierując się w stronę drzwi próbowałem wyjść z domu.
- Leon? - zapytała
- Tak? - odwróciłem się
- Mogę Cię o coś poprosić? - zapytała
- Jasne! - odpowiedziałem
- Tylko obiecaj że się nie pogniewasz... - powiedziała
- Obiecuje!
- Przepraszam, wiem że nie powinna o to w ogóle pytać ale ... Zostałbyś dzisiaj ze mną? Boję się trochę zostać sama, obiecuje że już nigdy nie złożę Ci takiej propozycji. Ale jeśli ma to zniszczyć naszą znajomość to nie... i... - nie dokończyła bo podszedłem do niej, ukucnąłem i zakryłem jej buzię.
- Chyba jak się stresujesz to dużo gadasz, co? - zaśmiałem się
- Zauważyłeś... - powiedziała
- Nie dało się nie zauważyć. A co do tej prośby to... oczywiście że zostanę. Przecież nie pozwolę, żebyś została sama i się bała. - uśmiechnąłem się do sztynki.
- Dziękuję! - rzuciła mi się na szyję, a ja lekko zdziwiony zachowaniem dziewczyny, objąłem ją. Po 'odklejeniu' się od siebie, dziewczyna odchyliła ręką koc i powiedziała, abym usiadł koło niej. Wykonałem prośbę dziewczyny i usiadłem w wyznaczonym przez nią miejscu. Później już nie wiele pamiętam, bo Morfeusz zabrał nas do siebie.
***Następny dzień***
Obudziłem się dokładnie w tym samym czasie co Violetta. Oboje zdziwieni spojrzeliśmy na siebie.
- My chyba nic wczoraj... - powiedziała Violetta
- Niee... - odpowiedziałem
- Uff - odetchnęła z ulgą. - to ja pójdę zrobić śniadanie
- Pomóc Ci? - zapytałem
- Niee musisz. Jak będzie to Cię zawołam. - odpowiedziała
- Okej - odpowiedziałem, po czym włączyłem telewizor i oglądałem jakiś film. Po kilkunastu minutach Violetta zawołała mnie na śniadanie. Zrobiła jajecznicę. Wyglądała wyśmienicie, a smakowała jeszcze lepiej. Gdy oboje delektowaliśmy się danie, usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód. Wstałem od stołu i wyjrzałem przez okno, a zaraz po mnie wyjrzała Violetta.
- Czyj to samochód? - zapytałem
- O mój Boże! - powiedziała
- Czyj to samochód?! - powtórzyłem pytanie
- To John! - powiedziała
- Jeszcze mu nie mało wrażeń? - powiedziałem
- Boże! Leon! Co robimy? - zapytałam zdenerwowana
- Ja to załatwię! - powiedziałem, idąc w stronę drzwi.
- Nie!!! - krzyknęła Violetta i ustała przede mną zasłaniając drzwi - Nie idź tam, proszę Cię! Leon boję się o Ciebie! Raz Ci się udało z nim wygrać, drugiego razu może nie być i może coś Ci się stać! On jest nieobliczalny! Nie wiadomo co mu do głowy przyjdzie!
- Daj spokój! Nie może Cię tak ciągle nachodzić! A skoro tu przyszedł to znaczy że jeszcze mu mało!
- Proszę! Nie rób nic! - mówiła
- Okej! - złapałem ją za ramiona - Zróbmy tak, wyjdę do niego i powiem mu że jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliży ukatrupię go!
- No nie wiem... boję się! - powiedziała
- Ufasz mi? - zapytałem
- Tak - odpowiedziała niepewnie - no dobrze ale błagam, uważaj na siebie.
- Dobrze - odpowiedziałem i chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. Violetta złapała mnie za ramię i stała cały czas przy mnie.
- Czego znowu tu chcesz?! - krzyknąłem z daleka
- Oooo proszę... a Ty dalej tu? - zapytał udając przesłodzony głos
- A żebyś wiedział! Ja i Violetta jesteśmy razem! - krzyknąłem, w taki sposób aby pograć cwaniakowi na nerwach.
- Co Ty robisz? - zapytała Violetta przez zaciśnięte zęby
- Spokojnie... - powiedziałem, zwracając się do dziewczyny
- Jeszcze raz Cię tu zobaczę to przysięgam że nosa już nie masz!!!
- Oooo jakiego maczo sobie znalazłaś ślicznotko i nawet jesteście razem mmm... jak słodko ale do czasu skarbie, do czasu! - krzyknął zbliżając się
- A tylko ja tknij! - krzyknąłem stając przed Violettą i pchnąłem ją lekko za siebie.
- Jesteś dla mnie gówniarzem! Myślisz że nie dam Ci rady? - kpił - mylisz się!
- Spieprzaj stąd ale już! Zanim skręcę Ci kark! - powiedziałem i zdenerwowany szedł w stronę Johna
- Leon! Uspokój się! - powiedziała Violetta, łapiąc mnie za rękę - obiecałeś mi coś!
- Masz rację! Jeszcze raz się tu pojawisz to możesz szukać sobie dobrego chirurga! - powiedziałem, po czym zamknąłem mu drzwi przed nosem.
- Pożałujecie tego oboje! - walnął pięścią w drzwi
- On nie da mi spokoju! A teraz jak się z nim zacząłeś to i tobie nie da żyć! - powiedziała Violetta
- Uspokój się! - złapałem dziewczynę za ramiona i spojrzałem jej prosto w oczy. - Posłuchaj mnie teraz uważnie i się nie denerwuj! Zamieszkaj ze mną na kilka dni, będziesz czuła się bezpieczniejsza nie będziesz...
- Nie! To jest wykluczone! Nie ma nawet takiej mowy! - wkurzyła się
- Nie odbierz tego źle! Ja chce Ci po prostu pomóc! - próbowałem ja przekonać - mam duży dom, a mieszkam w nim sam, przecież możesz...
- Powiedziałam że nie! I nie wracajmy do tego tematu już! Nie i koniec! I tak dużo mi już pomogłeś...
- Okej, nie chce Cię denerwować. Ale wiedz, że moja propozycja jest nadal aktualna i w każdej chwili jak tylko będziesz chciała to zawsze... - lecytowałem
- Dobrze. Dziękuje Ci za to, ale raczej nie skorzystam. - odpowiedziała
- Chodź dokończymy śniadanie... - powiedziała dziewczyna
- Przepraszam, ale będę już leciał, bo mam ważną sprawę do załatwienia na mieście. - powiedziałem
- Ale nawet kawy nie zdążyłeś wypić...
- Przepraszam... - mówiłem zakładając kurtkę - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, nawet jeśli chodzi o te mieszkanie
- Nie naciskaj!
- Nie naciskam tylko po prostu mówię - odpowiedziałem
- To już nie mów - odpowiedziała
- Dobra, ja lecę! Jestem pod telefonem jakby co - powtórzyłem
- Okej. Jeszcze raz dzięki za wszystko - pocałowałem ją w policzek
- Zamknij drzwi na klucz
- Okej, paa - odpowiedziała. Po czym poszedłem do siebie do domu.
*Violetta*
Oczywiście, że nie mogłam przyjąć propozycji Leona, aby u niego zamieszkać. I tak dużo dla mnie zrobił, a ja nie mogę żyć z podświadomością, że zbyt bardzo go wykorzystuję. Poza tym on ma dziewczynę. Postanowiłam, wybrać się na małe zakupy, ponieważ dawno już nie byłam nigdzie, więc się trochę rozerwę. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do najbliższego centrum handlowego. Na miejscu zapłaciłam taksówkarzowi i weszłam do dużego ładnie ozdobionego budynku. Chodziłam tak po tych sklepach z godzinę, lecz cały czas czułam się śledzona. Co chwila oglądałam się za siebie czy nikt za mną nie idzie. Lecz nikogo takiego nie widziałam. "Chyba popadam już w paranoje" pomyślałam. Czując ten dyskomfort chodziłam po tych sklepach dalej. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojej komórki drgnęłam z przestraszenia, ale gdy zobaczyłam, że to tylko telefon zaśmiałam się i wyjęłam go z torebki. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Leona.
- Halo? - odebrałam
- Hej! Dzwonię zapytać się jak się czujesz i czy po tym John już nie przyszedł... - pytał
- Wiesz, jestem teraz w Centrum Handlowym, ale mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. - mówiłam oglądając się za siebie. Nagle zza jednej alejki z butami wyszedł ... nie kto inny jak ...



*********************************************************
Hej :*! Troszkę z małym opóźnieniem, ale obiecuję, że się postaram w te ferie przyspieszyć :*. Jak myślicie kto wyszedł zza alejki z butami? Czyżby to znowu John? Jak akcja z Leonem i Johnem ^^ ? Haha :D. Moim zdanie banał :(! Nie umiem tak dobrze opisywać takich akcji... tak, żeby wzbudzić trochę adrenaliny :(. Dziękuję, za wszystkie komentarze pod ostatnim postem. Mam nadzieję, że pod tym będzie ich troszkę więcej ... :*. A no i jak pewnie zauważyliście, postanowiłam nie dawać już określonej ilości komentarzy, ponieważ obie uznałyśmy, że jeśli ktoś chce wyrazić swoją opinię na temat rozdziału to, to zrobi bez przymusu :D.
 
 
Pozdrawiam i do napisania :*

5 komentarzy:

  1. Genialny! Fajnie, że Leoś zaproponował Violi, że jej pomoże. Tylko czy ona sie kiedyś zgodzi? : P Hmm myślę, że to jej przyjaciółka wychodzi zza alejki z butami, a jeżeli nie to John. Saama nie wiem :( Ale dawaj szybko next'a bo nie mogę się doczekać! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowy rozdział
    Ana V.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział.!
    Dziwny ten John, a Leosiek, jaki obrońca <3
    Z tej alejki to chyba ten John wyszedł, nie lubię tego typa grr.!
    W wolnej chwili zapraszam do mnie ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero co znalazłam tego bloga a już mogę powiedzieć, że jest on jednym z moich ulubionych ;) Rozdział świetny. Chętnie przeczytam pierwsze trzy rozdziały i będę z niecierpliwością czekać na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń