*Violetta*
Osobą ta był Leon. Był cały mokry. Z włosów strumieniem ciekła woda. A na ubraniach nie było nawet jednej suchej nitki. Stal ugięty w połowie, i trzymał się za brzuch.
- Boże! Leon! - krzyknęłam i jak najmocniej potrafiłam się w niego wtuliłam.
- Ssss - zasyczał z bólu
- Przepraszam, Boże kochany, Leon! Co się stało? - wzięłam go pod rękę.
- Federico, Francesca pomóżcie mi! - krzyknęłam ledwo utrzymując Leona na nogach, a głos miałam wyraźnie przerażony. Bez żadnego słowa Francesca i Federico przybiegli by mi pomóc. Federico wziął go przez pół i wolnym krokiem doszli do kanapy na której położył prawie nieprzytomnego zielonookiego chłopaka.
- Dzwon na pogotowie! - upomniał mnie Federico. Szybko wyciągnęłam komórkę z moich jeansowych spodni i wykręciłam numer na pogotowie. Powiedziałam im o panującej sytuacji. Po rozłączeniu zjawili się w zaledwie 7 minut. Wzięli, jak już wspominałam, prawie nieprzytomnego szatyna, położyli go na noszach i czym prędzej pojechali na pogotowie. Ja, Fran i Fede bez większego zastanowienia od razu wsiedliśmy w samochód mojej przyjaciółki i pojechaliśmy za karetka. Dotarliśmy do najbliższego szpitala. Lekarze wyszli z samochodu dalej wyciągając na noszach chłopaka. Ale tym razem poprzypinanego do różnych urządzeń lekarskich. Pobiegłam za nimi, kiedy nagle lekarze zawieźli go do jakiejś sali do której nie miałam wstępu. Zniecierpliwiona czekałam na jakiekolwiek informację ok. 2 godziny. Po upływie kolejnych 15 minut z sali, w której znajdował się obecnie mój chłopak, wyszedł lekarz.
- I co z nim, panie doktorze? - zapytałam, wstając z plastikowego krzesła.
- Przepraszam, a kim pani jest dla pacjenta? - zapytał, to pytanie mnie już denerwuje. Ciągle to samo!
- Jestem jego dziewczyną! - odpowiedziałam nieprzyjemnie.
- Jest w śpiączce farmakologicznej, niedługo powinien się obudzić.
- Ale co mu jest? - zapytałam
- Jest bardzo pobity, był mokry, widocznie musiał dużo czasu spędzić na zimnym deszczu. Do tego jest przeziębiony. - powiedział
- Pobity? - zdziwiłam się
- Tak, ma bardzo dużo śladów bicia, kopania, ma lekki wstrząs mózgu, ale nie jest on groźny. Zaraz po oburzeniu przez godzinę, może nie pamiętać, co się stało, ale już po godzinie będzie wiedział o co chodzi. Myślę że powinna pani zgłosić to na policję. Oczywiście pani chłopak też. Ale na razie niech się nie denerwuje.
- W porządku, a kiedy się obudzi? - zadałam kolejne pytanie
- Myślę, że jutro dlatego dzisiaj proszę iść do domu i odpocząć. Wszystko będzie dobrze! - powiedział, posyłając mi lekki uśmiech.
- Dziękuję. A czy mogę do niego na chwilę wejść?
- Ttaak, proszę - powiedział niepewnie. Delikatnie złapałam za zimna klamkę drzwi i otworzyłam je. Niepewnym krokiem weszłam na salę, zakładając zielony fartuch. Zobaczyłam bladego szatyna, leżącego na łóżku, przykrytego kołdra. Zbliżyłam się do niego i usiadłam na krześle postawionym przy łóżku mojego chłopaka. Na jego rękach zobaczyłam siniaki, które w niektórych miejscach są spuchnięte. Na jego szyi również widniały widoczne znaki przemocy. Miał mokrą grzywkę, która tak pięknie spadała mu na czoło. Złapałam go za rękę, a od razu przed oczami pojawiły mi się chwilę, które spędziliśmy razem. Na sama myśl o tym mimowolnie z mojego oka wpłynęły dwie krople łez. "Co się mogło stać?!" - zadawałam sobie to pytanie tyle razy ile to tylko było możliwe, ale w mojej głowie nie było żadnego realnego rozwiązania. po niecałych 7 minutach spędzonych przy nim, do sali wszedł lekarz. Poprosił bym opuściła salę, gdyż musi wykonać kilka niezbędnych badań. Posłusznie wykonałam jego polecenie, ale po wyjściu z sali postanowiłam taksówką wrócić do domu Fran (bo tam miałam swoje rzeczy) i się trochę odświeżyć. Tak jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Weszłam do domu, a tam od razu czekali na mnie Francesca i Federico.
- I co z nim? - zapytała Fran
- Został pobity, miał lekki wstrząs mózgu i do tego jest przeziębiony bo prawdopodobnie dużo czasu spędził na zimnym deszczu. - powiedziałam
- Boże! Pobity?! - zdziwił się Federico
- Tak. Lekarz powiedział, że jutro go wzbudza ze śpiączki farmakologicznej i przez godzinę istnieje prawdopodobieństwo że może nie pamiętać co się stało, ale już po godzinie będzie odzyskiwał pamięć. A ja przyszłam wziąć prysznic i do niego jadę. - powiedziałam
- Violu, nie spałaś prawie całej nocy. Odpocznij jutro do niego pojedziemy. A jak się wzbudzi będziesz mogła z nim normalnie porozmawiać - tłumaczyła Francesca.
- Może masz rację. To ja idę się położyć bo jestem wyczerpana. Dobranoc - powiedziałam, po czym zgodnie z planem poszłam na górę, wzięłam kąpiel i położyłam się spać. Byłam tak zmęczona że usnęłam w ciągu 2 minut. Później Morfeusz zabrał mnie do siebie.
***Następne dzień***
Obudziłam się o 7, od rana świeciło piękne słońce. I dzień zapowiadał się tak ładnie. W końcu byłam wypoczęta. Wykonałam wszystkie poranne czynności i zeszłam na dół w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Była to jajecznica. Podczas jedzenia tego dania, zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu widniał nieznajomy numer. Nacisnęłam zielona słuchawkę i przyłożyłam sprzęt do ucha. Był to lekarz ze szpitala, który poinformował mnie że Leon się obudził i dość szybko odzyskał pamięć. Nie dokończając śniadania i nie budząc Francesci, wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Zamówiłam taksówkę, która jak najszybciej pojechałam do szpitala. Pobiegłam szybko do sali w której leżał Leon i akurat wychodził z niej lekarz.
- Wszystko z nim w porządku. Dość szybko odzyskał pamięć i jak na razie idzie wszystko po naszej myśli. - powiedział
- Dziękuje bardzo, panu! A czy mogę do niego wejść? - zapytałam
- Naturalnie - odpowiedział. Bez wahania weszłam do sali zakładając przy wejściu zielony fartuch. Łza szczęścia spłynęła po moim policzka na widok Leona. Tak się cieszyłam że odzyskał przytomność. Podbiegłam do niego i bez słowa wytłumaczenia przytuliłam jak najmocniej się dało.
- Matko! Jak ja Cię kocham! - powiedziałam, ledwo powstrzymując się od płaczu ze szczęścia.
- Ja też Cię bardzo kocham, skarbie, ale teraz daj mi złapać powietrza - powiedział zachrypniętym głosem, na co ja się zaśmiałam. Usiadłam na krześle obok łóżka i patrzyłam na Leona dziwnie.
- Co się tak na mnie patrzysz? - zapytał pół śmiechem
- Strasznie się o Ciebie martwiłam. Gdzie Ty byłeś?! Co się stało?! - zapytałam ale to nie było chyba odpowiednie pytanie w tym momencie. Jednakże musiałam znać na nie odpowiedź.
- Pamiętasz ja Lara powiedziała to co powiedziała? - zapytał
- No jasne, że pamiętam. Chyba to raczej nigdy nie zniknie z mojej pamięci. - odpowiedziałam
- Ja i Francesca mieliśmy pomysł aby przyłapać ja na tym...
- Tak, wiem. Fran mi o wszystkim opowiedziała
- No i gdy szedłem z tym rano do was, żeby Ci udowodnić to że mówiłem prawdę, poczułem straszny ból z tylu głowy, a później ciemność. Obudziłem się w jakimś starym opuszczonym miejscu, gdzie byłem związany. Próbowałem się uwolnić, i gdy mi się to prawie udało do pokoju wparowała Lara. - przełknął ślinę z nerwów - szybko kogoś zawołała, i tym kimś był Diego.
- Diego?! - zdziwiłam się
- Tak. Wrócił z Madrytu - przytaknął
- Później zawołała jeszcze kogoś i przyszedł jakiś wysoki, silny facet z kominiarka. Zrzucili mnie na ziemię gdzie zaczęli bić i kopać. Zranili mnie tak, że z niektórych miejsc na ręce i nodze strumieniem leciała mi krew. Ostatnimi siłami podniosłem się i podszedłem do okna. Otworzyłem je i wyszedłem. Szukałem w spodniach mojego telefonu, aby zadzwonić do kogoś i poprosić o pomoc, ale nigdzie go nie było. Zależało im na tym nagraniu, aby plan co do mnie i do Lary wypalił. Abym cierpiał po stracie Ciebie i wtedy łatwo by zmusili mnie do tego bym wrócił do Lary i przeszedł na ich stronę. Potem było jakoś tak że sam o własnych siłach przyszedłem do was do domu i dalej już wiesz...
- Boże! Leon! To moja wina! Dlaczego Ci nie uwierzyłam?! Dlaczego?! Jestem głupia! - zadręczałam się
- Uspokój się! Gdyby człowiek wiedział że się wywróci to by usiadł. Nie zadręczaj się bo to jest tylko i wyłączna wina Lary! - złapał mnie za rękę - Violu, nie wracają na razie do siebie do domu. Siedź na razie u Francesci póki nie wyjdę że szpitala, dobrze?
- Ale dlaczego?! - zapytałam, patrząc na niego zdziwionym wzrokiem
- Bo skoro Diego, jest w BA, to Pablo też może tu być...! - powiedział
- A racja! - przytaknęłam
- I jeszcze jedna prośba, uważaj na siebie - dokończył
- Jasne! Tak bardzo Cię kocham - powiedziałam mocniej ściskając jego rękę
- Ja Ciebie też - odpowiedział, i odwzajemnił uścisk.
****************************************************************
Witam Was po tak długiej przerwie xd. Już wróciłam i jak widać NA CZAS dodałam rozdział :D! Od teraz rozdziały będą pojawiały się normalnie jak się umówiliśmy wcześniej :*! A teraz do rzeczy: Jak Wam się podoba rozdział? Chciałam uprzedzić iż dochodzi nowa postać do tego opowiadania, którą poznacie już wkrótce ;) na pewno ją znacie xd. I zachęcam do zaglądania do zakładki "Zapytaj bohatera", już dawno nie miałam pytań :*
20 komentarzy = rozdział 29 :*
Do napisania ;D
Cudowny :*
OdpowiedzUsuńNa szczęście nic poważnego nie stało się Leosiowi :)
Kocham czytać twoje opowiadania <3
Czekam na next :)
Super!
OdpowiedzUsuńLeoś wrócił i jest już dobrze :)
Fajnie że się pogodzili ;)
Muszą bardzo uważać na tych psychicznie chorych ludzi!
Czekam na kolejny ;*
Pozdrawiam <3
Kochana świetny rozdział
OdpowiedzUsuńLeon wrócił i jest z nim prawie dobrze :)
Nie lubię Lary...
Co ja mówię nie znoszę !
Ugh
Już nie mogę się doczekać nexta
Pozdrawiam
Lucyy
A i jeszcze jedno
OdpowiedzUsuńProszę wstaw obserwatorów :D
boski boski boski
OdpowiedzUsuńcuuuudo wielkie cudo
OdpowiedzUsuńmega
OdpowiedzUsuńboskie
OdpowiedzUsuńchce nexta
OdpowiedzUsuńBoski<3
OdpowiedzUsuńAmcia:)
extra
OdpowiedzUsuńboskie i wspaniale
OdpowiedzUsuńczekam na nexta
OdpowiedzUsuń