Rozdział dedykuję SimoWiczce XD!
W tej chwili nie wiedziałam co robić! Uciekać? Przecież i tak mnie znajdzie... Poddać się? To mnie zabije... Masakra! Co robić? Ze zwichniętą i cholernie obolałą kostką nigdzie nie dam rady uciec tak szybko. Ale za późno... Zobaczył mnie.
- Oooo... a gdzie moja księżniczka się wybiera? - podszedł do mnie łapiąc i mocno ściskając za nadgarstek. Ból rozniósł się po całej powierzchni ciała. Mężczyzna szarpnął mnie w stronę wejścia do starego budynku w którym, wcześniej się znajdowałam.
- Miałeś ją pilnować! - krzyknął do bruneta, śpiącego na krześle. Chłopak od razu poderwał się i ustał na równe nogi.
- Pilnowałem... - usprawiedliwiał się
- No właśnie widzę! To czemu wyszła przez okno?! - wkurzył się - Teraz wszystkim zajmę się ja, bo żadnej pomocy w Was nie ma! - krzyknął dalej trzymając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę jakichś drzwi. Otworzył je i wepchnął mnie do wnętrza pokoju, sprawdzając przy tym, czy nie dam rady z niego wyjść. Popchnął mnie w taki sposób, że upadłam twarzą na podłogę. Po chwili wyszedł zamykając drzwi na klucz. Spływających po moim policzku łez nie dałam rady zatamować.
*Leon*
Za chwilę wychodzę ze szpitala. Czuję, się już w miarę dobrze. Wyniki również są w porządku, więc siedzę w szpitalu po nic. Teraz wezmę sprawy w swoje ręce. Muszę dowiedzieć się co się dzieje z Violettą. Po wyjściu ze szpitala ruszyłem najpierw w stronę mojego mieszkania. Zostawiłem swoje rzeczy, po czym próbowałem kolejne kilkanaście razy dodzwonić się do Violetty. Na nic. Co ja mam teraz robić?! Nie mam żadnych wskazówek, gdzie może znajdować się dziewczyna. Postanowiłem, przejść się po mieście. Może wtedy jakiś pomysł wpadnie mi do głowy... Ale chodząc tak w kółko rozmyślałem, rozmyślałem i nic. Wróciłem do domu i położyłem się spać... Obudził mnie dźwięk mojej komórki, na wyświetlaczu pojawił się jakiś numer. Miałem nadzieję że to Violetta, dlatego odebrałem. W komórce usłyszałem jakiś cienki głosik, od razu pomyślałem ze to Violetta.
// Rozmowa//
( V - Violetta , N - Nieznajomy , L - Leon )
L: Violetta?! Odezwij się !!!
V: Leon! Pom...!
Nie skończyła słów. W komórce słychać kroki, krzyk i kłótnia. Usłyszałem Violettę: "LEON POM...". Tylko te słowa utkwiły mi w pamięci! Czy ona chciała powiedzieć "Leon pomocy"? Nagle odezwał się głos w komórce:
N: Ooo... Leon ! I co tam słychać, dawno się nie widzieliśmy...!
L: Co ty zrobiłeś Violetcie? Gdzie ona do jasnej cholery jest?! Chodzi Ci o mnie, nie o nią więc zostaw ją w spokoju!
N: Kochanie, masz czas do piątku inaczej stracisz swoją ukochaną na zawsze!
Byłem niesamowicie przestraszony. W słuchawce usłyszałem tylko krzyk Violetty. W pewnym momencie mnie olśniło. Przypomniałem sobie o miejscu w którym mogą być. Znam je jak własną kieszeń.
*Violetta*
John kazał mi zadzwonić do Leona. Musiałam, bo inaczej by mnie zabił. Wyszedł z pomieszczenia, oczywiście nie zapominając o zamknięciu drzwi na klucz. Zaczęłam płakać. Podeszłam do balkonu, który również był zamknięty. Na parapecie stał kwiatek w doniczce nie podlewany chyba wieki. Niechcący przesunęłam doniczkę, a za nią leżał jakiś klucz. Wzięłam go do ręki i próbowałam dopasować go do zamka balkonowego. Niemożliwe! To chyba cud. Udało mi się! Szybko wyszłam na zewnątrz i po woli udało i się wyjść. Czułam się wolna. Ta chwila była cudowna. Na ile szybko pozwalała mi uciec noga, na tyle uciekałam. Pobiegłam do najbliższej budki telefonicznej i zadzwoniłam po taksówkę. Wróciłam do domu. Zebrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i nie zastanawiając się już nad niczym ruszyłam na lotnisko. Wracam na zawsze do Londynu, do mojej mamy!
*Leon*
Jestem już przy wielkiej szopie, gdzie wszystko się odbywało. Zdenerwowany szybko wszedłem do środka.
- Gdzie ona jest?! - krzyknąłem widząc Johna. Od razu jakichś dwóch mężczyzn złapało mnie za ręce uniemożliwiając mi przy tym mój "plan działania".
- Leon?! Jak miło że nas odwiedziłeś - powiedział John
- Gdzie jest Violetta?! - powtórzyłem się próbując wyrwać się z uścisku, mężczyzn. Poszedł w stronę jakiegoś pomieszczenia.
- Gdzie ona jest?! - krzyknął zdenerwowany, a ja wyrwałem się gwałtownie i pobiegłem do niego, aby zobaczyć Violettę. Ale... nie było jej tam.
- Coś ty jej zrobił?! - krzyknąłem, łapiąc go za kołnierz koszuli.
- Odpierdol się! - krzyknął oddychając mnie od siebie
- Gdzie ona jest?! - powtórzył swoje wcześniejsze pytanie, kierując słowa do mężczyzn, stojących za mną. Wybiegłem szybko z budynku, zacząłem się rozglądać, wołać ale na nic. Odpowiadało mi jedynie echo. Zrezygnowany wróciłem do domu. Dzwoniłem do Violetty, ale nawet sygnału nie było. Gdzie ona jest?!
*Violetta*
Jestem w samolocie. Wracam do Londynu, gdzie postanowiłam od początku zacząć swoje życie. Na miejscu byłam po około 5 godzinach. Od razu zamówiłam taksówkę i podałam adres zamieszkania mamy. Po około 15-stu minutach znalazłam się na miejscu. Otworzyłam furtkę i skierowałam się w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Z drzwi wyszła mama.
- Violetta? - zapytała wyraźnie zdziwiona. Nie odpowiedziałam nic, tylko cała oblałam się łzami i szybko rzuciłam się mamie na szyję. Zdziwiona mocno mnie przytuliła.
- Cześć mamo - powiedziałam, po oderwaniu się
- Violu, co się stało? - zapytała, trzymając mnie za ręce - Co Cię do mnie sprowadza?
- Nie mogę tak po prostu odwiedzić mamy? - zapytałam lekko się do niej uśmiechając
- Możesz... ale nigdy tego nie robiłaś za często i jeszcze na dodatek bez zapowiedzi - powiedziała
- Ale teraz wyszło inaczej - odpowiedziałam bez przekonania
- Chodź do domu, ale od rozmowy nie uciekniesz, bo widzę że coś się stało. Co to za zadrapania na czole i szyi? - zapytała patrząc na moje rany
- Nic takiego... zadrapałam się po prostu
- Każdemu możesz! Ale mi oczu nie zamydlisz... chodź do środka - powiedziała, co od razu wykonałam - A możesz mi powiedzieć czemu kulejesz?
- Potknęłam się! Mamo, musisz tyle pytań zadawać?! - zapytałam
- Martwię się o Ciebie! Violetta, powiedz mi prawdę! Co się stało?! O co w tym wszystkim chodzi?! - pytała, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego milczałam
- W porządku, nie chcesz to nie mów, ale przede mną nie ukryjesz tego że coś się stało! - powiedziała - A teraz idź się umyć na górę, a ja zrobię coś do jedzenia...
- Dzięki mamo - odpowiedziałam, po czym szybko wykonałam jej polecenie. W końcu mogłam się odświeżyć. Po umyciu, wróciłam do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki wykonane przez mamę i pyszna kawa. Od razu zabrałam się za konsumowanie tych pyszności.
- Córciu... porozmawiamy? Powiesz mi co się stało? - zapytała
- Mamo proszę cię... nic się nie stało. Wszystko jest okej, naprawdę - powiedziałam, na co tylko głośno westchnęła. Wróciłam do pokoju i położyłam się spać.
***Następny dzień***
Była godzina 9. Obudziła mnie mama z wystraszoną miną.
- Co się stało? - raptownie usiadłam na łóżku, przecierając oczy
- Dzisiaj na kolację przyjdzie moja przyjaciółka z mężem i synem. Chciałabym, żebyś była ze mną podczas gdy oni będą. Dobrze? - poprosiła mnie mama
- No pewnie! - powiedziałam - Pomóc ci w przygotowaniu kolacji?
- Jeśli chcesz, to w porządku - powiedziała mama
Cały dzień zleciał nam na przygotowaniach. Bawiłyśmy się świetnie. Już nigdy nie czułam się tak cudownie. Zapomniałam o Johnie, Alexie i... Leonie. Zbliżała się godzina 18. Poszłam się przygotować. Zrobiłam lekki makijaż i założyłam czarną zwiewną sukienkę, aby wyglądać ładnie.
Zeszłam na dół i dokładnie w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. W drzwiach ujrzałam panią Marię, pana Alejandro i ... Czy ja dobrze widzę?! Ich syn to...
**********************************************
Przepraszam Was kochani, za tak długą przerwę w rozdziałach, ale nie dałam rady wcześniej... Mam nadzieję, że Wam się podoba choć troszkę ;). Co sądzicie o zachowaniu Vilu? Dobrze zrobiła wracając do Londynu, do mamy? A ten syn przyjaciółki jej mamy to kto ^^? Na te pytania sami możecie sobie odpowiedzieć czytając kolejne rozdziały :*.
Pozdrawiam i do napisania <3!
Natkaa Jorgistas <3 i Patkaa Jorgistas :D